– daję 5 łapek!

Urocza duńska rodzinka przemierza kręte górskie drogi samochodem. Uśmiechnięci i pełni życia chwytają promienie słoneczne. Wszystko się zmienia, kiedy spokojna przejażdżka zamienia się w wymyślony wyścig, a Frederik (Nikolaj Lie Kaas) upaja się adrenaliną pulsującą w jego żyłach. Peter Schønau Fog rozpoczyna swój film w iście hitchcockowskim stylu, buduje atmosferę napięcia i niepewności, aby finalnie przenieść punkt ciężkości na filozoficzne rozważania o istocie człowieczeństwa.

Znikasz

Znikasz

Psychologiczny wykład o zachowaniu

Znikasz jest niczym wykład o psychologii. Usłyszymy o neuronach, dendrytach i aksonach. O komórkach nerwowych, które się tworzą i umierają. O labilnych zachowaniach, wolnej woli i zespole czołowym. Pojawią się zaburzenia psychiczne i rozważania o odpowiedzialności, umiejętności podejmowaniu decyzji, ale przede wszystkim o świadomości konsekwencji popełnianych czynów. Cały film jest aż gęsty od informacji, kiedy okazuje się, że Frederik ma guza mózgu, który oddziałuje na jego zachowanie. Sytuacje utrudnia fakt, że jako dyrektor prywatnej szkoły, zdefraudował 12 milionów koron, a wobec niego rozpoczęło się postępowanie sądowe. Czy można go uznać winnym kradzieży olbrzymiej sumy? A może za wszystko odpowiedzialna jest choroba?



Peter Schønau Fog składa tą filmową opowieść ze strzępów informacji. Rozprawę sądową przeplata scenami z życia rodziny Hallingów, odkopując wydarzenia z przeszłości i sprawy bieżące. Z tej układanki próbuje złożyć obraz małżeństwa, współzależnych od siebie ludzi i dowiedzieć się, kim tak naprawdę są i jak odnajdują się w tej trudnej sytuacji. Jednak wprowadza zbyt wiele wątku, a z tego chaosu – choć wyłania się konkretna metoda – trudno wyjść obronną ręką. Dużym atutem okazują się sprawni aktorzy – Nikilaj Lie Kaas i Trine Dyrholm – którzy starają się nas nawigować po tym skomplikowanym świecie. Rzeczywistości pełnej skomplikowanych sytuacji i trudnych emocji.

Znikasz

Znikasz

Znikasz wciąga i intryguje, dostarcza wielu informacji, więc jest interesujący dla spragnionych wiedzy. Szkoda, że reżyser zbyt mocno skupił się na słowach – dopowiedzenia z offu – niż obrazach. Padają fundamentalne pytania o wolną wolę, jej istotę i wpływ chemicznych procesów zachodzących w naszym ciele na życie i dokonywane wybory. To suche operowanie faktami, ciekawostkami z Wikipedii przyprawia o gęsią skórkę i momentami prowadzi do komicznego efektu. Dramat rozpływa się na rzecz artystycznych zapędów, przez co traci na sile. Kino rozchwianego niepokoju, któremu zabrakło subtelnego dotyku porządkującego chaos opowiadania.

Related Posts

Warszawski bon vivant z bagażem doświadczeń i kieliszkiem w dłoni raczej nie wzbudza sympatii od...

Mam taką przypadłość, że jak już coś zacznę oglądać, to muszę skończyć. Staram się dawać szansę...

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Leave a Reply