Samochód przemierza polskie bezdroża. Z krajobrazu bije ponura, powojenna atmosfera, a wszystko zdaje się być oblepione błotem. Trójka zapaleńców jedzie z wsi do wsi w poszukiwaniu talentów, z których zbudują zespół. Zespół niebyle jaki – ludowy, polski, swojski, przypominający o tym, co narodowi w duszy gra. Irena (Agata Kulesza) i Wiktor (Tomasz Kot) z idealistyczną wizją artystyczną pragną stworzyć swoje dzieło życia. Nie spodziewają się, że zespół Mazurek zadecyduje o ich wzlotach i upadkach.
O możności bycia i niebycia zawieszeni gdzieś pomiędzy
Zimna wojna to kameralna opowieść rozpisana na cztery ręce i równe, perfekcyjne kadry Łukasza Żala. Blisko jej do klimatu Idy, szczególnie dlatego że Paweł Pawlikowski nie ucieka od surowej atmosfery, klaustrofobicznej bliskości z bohaterami przy jednoczesnej emocjonalnej zachowawczości i powściągliwości. Kiedy Wiktor poznaje najjaśniejsze światełko Mazurka i jego życia – Zulę (Joanna Kulig), nie ma niepohamowanej elektryczności i sercowego łomotu. To magia ciszy przeżywania, która tak wiele mówi między słowami.
Paweł Pawlikowski wprowadza klimat twórczego fermentu. Pokazuje radość, jak i ciężką pracę budowania czegoś nowego, czegoś autorskiego. By w końcu przenieść film z szalonej artystycznej przygody do pełnokrwistego melodramatu. I traci na tym. Bolączką miłosnej opowieści Wiktora i Zuli staje się brak chemia między bohaterami i fabularne skróty, które nie służą budowaniu intymności i intensywności relacji. Związku, który jest skazany na niepowodzenie czy to w wyniku niesprzyjających okoliczności, czy raczej silnych i burzliwych charakterów postaci.
Paweł Pawlikowski pięknie odmalowuje koloryt (nastrojowy i emocjonalny!) powojennej Polski. Uwikłanie w władzę, wyśpiewywanie pieśni pochwalnych na cześć Stalina i zacieśnianie więzi z braćmi i siostrami z Bloku Wschodniego. To wszystko staje się otoczką, która wypada o wiele lepiej niż scentralizowana historia burzliwej miłości. I choć bohaterowie dalecy są od rozdzierania szat i emocjonalnych wybuchów, całość wydaje się zasadzać na intelekcie i bezwzględnej obserwacji zamiast szaleństwie i prawdziwej burzy uczuciowej. Joanna Kulig wypada fenomenalnie jako charakterna kobieta, która doskonale wie, czego pragnie. Z lekkością łączy dziewczęcość, pewną niewinność z dystyngowaniem i kontrastującą zadziornością. Pokazuje swoją wszechstronność i talent wokalny. Tomasz Kot pięknie jej towarzyszy, smutno wodzi oczami i doskonale odnajduje się w emocjonalnej powściągliwości, jednak daleko mu do amanta. Trudno znaleźć między nimi jakąś iskrę namiętności, która potrafiłaby uwiarygodnić siłę ich miłości.
Zimna wojna to precyzyjna kompozycja, która wydaje się zbyt wykalkulowana. Zachwyca magia obrazu, czar artystycznej bohemy, surowy krajobraz i intelektualny sznyt. To film genialnie wyreżyserowany i dopieszczony pod każdym względem, który – niestety – nie powoduje emocjonalnego wrzenia. Wciąga i pozwala wirować wraz z sukienkami Mazurka, ale niesie w sobie smutek przegranych spraw. To melodramat o niemożności bycia i niebycia, który działa niczym bomba z opóźnionym zapłonem.