– daję 7 łapek!
Bardzo dobra biografia, której smaczku dodaje to, że rolę tytułowej legendy światowego baletu odgrywa… sam Yuli! Carlos Acosta już wcześniej romansował z kinem, pojawiając się m.in. w „Zakochanym Nowym Yorku”, ale tym razem zdecydowanie zagrał pierwsze skrzypce. A raczej zatańczył.
„Yuli” jest przekrojem życia wielkiej gwiazdy. Pozwala widzowi zajrzeć zarówno do gorzkiego dzieciństwa Carlosa i trudnego czasu dorastania, jak i obserwować kolejne szczeble jego kariery. Razem z bohaterem przeżywamy jego prywatne dramaty i śledzimy życie zawodowe.
Mały Carlos (Edlison Manuel Olbera Núñez) jest energicznym rozrabiaką. Wychowuje się w Hawanie. Mieszka z rodzicami i dwiema siostrami.
Kiedy ojciec przyłapuje go na naśladowaniu Michaela Jacksona ku uciesze zgromadzonych wokół dzieciaków, bije go i zabrania podobnych wygłupów. Pedro Acosta (Santiago Alfonso) szybko jednak zmieni front i stanie się najbardziej zagorzałym zwolennikiem tanecznej drogi Carlosa.
Chłopiec niewątpliwie ma wielki talent. Dostrzeżony przez profesjonalistów, zostaje przyjęty do prestiżowej szkoły baletowej. Oczywiście wykazuje się w niej wielką niesubordynacją. Nie dba o występy, w których jest obsadzany i zawodzi trenerki. Dodatkowo opuszcza się w nauce i wagaruje.
Surowy ojciec wysyła go do szkoły z internatem, która jest dla Carlosa ostatnią szansą na pozostanie na drodze do kariery tanecznej. Wymuszony wyjazd na zawsze rzuci się cieniem na psychikę chłopca.
Oglądając film podróżujemy w czasie i przestrzeni. Dzieciństwo Carlosa przeplata się z teraźniejszością, kiedy to dojrzały już mężczyzna przygotowuje spektakl inspirowany swoim życiem.
Jesteśmy w Hawanie, w Londynie, w Madrycie. Śledzimy wątek biograficzny, ale też historyczne przemiany gospodarczo-społeczne, trzęsące Kubą. A między biografią i dramatem, otrzymujemy oczywiście kawał dobrego kina muzycznego.
„Yuli” wzrusza i uczy. Film porusza wiele ważnych tematów. Rozpaczamy nad toksyczną relacją Carlosa z ojcem i rozpiera nas duma po kolejnych sukcesach młodego tancerza. Ubolewamy nad Kubą trawioną komunizmem i uczymy się rozumieć styl życia międzynarodowej gwiazdy. Złościmy się na wszechobecny w świecie rasizm i podziwiamy skrzętnie opracowane ekstrawaganckie choreografie w sekwencjach tanecznych filmu.
Icíar Bollaín stworzyła hybrydę gatunkową, w której wszystko ma swoje miejsce i prezentuje się zgrabnie, niczym emocjonalny taniec starannie wykonany przez profesjonalistów z niezmierzoną pasją.
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]