Czy Yorgos Lanthimos jest nowym Larsem von Trierem? Kiedy stawiałam sobie to pytanie, w mojej głowie rodziło się wiele wątpliwości. Zastanawiałam się, w czym Grek może być podobny do kontrowersyjnego Duńczyka. Budowanie alternatywnych, nieco wykrzywionych światów, które stają się metaforą kondycji ludzkiej, przyciąga obu. O ile Lanthimos zanurza się w uporządkowanym świecie, by opowiedzieć o władzy i miłość coraz bardziej staje się zrozumiały i bliższy publiczności, von Trier popada w odmęty samouwielbienia i symboliki w świecie pełnym melancholii i niezrozumienia. Wiele ich łączy, ale z czasem ich ścieżki zaczynają zmierzać w zupełnie inną stronę.
Początki w stylu Dogmy
Yorgos Lanthimos jest greckim twórcą, który rozpoczynał swoją karierę jako reżyser reklam, teledysków i filmów niezależnych. Już w swoim debiucie zaznaczył jasny i wyrazisty styl, który utrzymuje do dzisiaj – choć w hollywoodzkiej Faworycie zbliża się o wiele bardziej do publiczności w sposobie prezentowania filmowego świata, jego początki nie były aż tak czytelne. Kinetta bardzo przypominała styl Dogmy 95 w jej fundamentalnych założeniach (choć nie spełnia wszystkich!). Naturalne oświetlenie, trzęsąca się kamera z ręki i brak upiększeń. To film o wypaczeniach i spełnianiu własnych fantazji, mocno zakorzeniony w rzeczywistości, a jednak tak bardzo od niej daleki. Kiedy patrzymy na główną bohaterkę, która z fascynacją i zaangażowaniem oddaje się inscenizacjom zbrodni, oczekujemy bardziej czytelnych wyjaśnień i związków przyczynowo-skutkowych. U Lanthimosa nieatrakcyjny świat, opowiada o nieatrakcyjnych sprawach i pozostawia widza w zawieszeniu. Czy bohaterowie prowadzą śledztwo w sprawie popełnionych w kurorcie morderstw, a może sami czerpią przyjemność w odkrywania symfonii przemocy w kontrolowanych warunkach? Kinetta wkracza w sferę fizyczności i niewiele pozostawia dla ducha. Podobnie było w Idiotach Larsa von Triera, gdzie ekranowy chaos stawał się apoteozą brzydoty i dopiero z czasem prowadził do refleksji o ludziach i ich pragnieniach.
Alternatywne światy
Drugi film Lanthimosa, po wygraniu Un Certain Regard w Cannes, przyniósł mu rozgłos na całym świecie. Kieł jest opowieścią o rodzinie. Nie byle jakiej rodzinie, bo zamkniętej w czterech ścianach własnego domu i odciętej od zewnętrznego świata, do którego ma dostęp tylko ojciec – głowa rodziny. Grecki reżyser opowiada tutaj o funkcji języka, opresji, pragnieniu wolność i zaburzonych relacjach rodzinnych. Tworzy własny hermetyczny świat, których opiera się na specyficznych zasadach. Właśnie w Kle w pełni wykształca się styl greckiego twórcy, który będzie mu towarzyszył przez lata: surrealistyczne poczucie humoru, niekomfortowe sceny seksu, szokująca i nagła przemoc, absurdalne alternatywne rzeczywistości i dziwne dialogi pozbawione emocjonalnych akcentów. I to właśnie najbardziej różni go od Larsa von Triera, który kreuje światy osadzone w rzeczywistości, ale ucieka się do metafor i symboli, hiperemocjonalnością pobudzając do refleksji. Wydaje mi się, że Lanthimos jest sprawnym konstruktorem poukładanego świata, podczas gdy von Trier funkcjonuje w kontrolowanym chaosie pełnym skrywanych emocji (Przełamując falę, Tańcząc w ciemnościach czy Antychryst).
Kiedy Lanthimos dosłownie opowiada o poczuciu pustki i straty po śmierci bliskiego osoby (Alpy), duński reżyser tworzy rzeczywistość pełną symbolicznych odniesień i wyszukanych aktów cierpienia (Antychryst), które apogeum osiągają w jego ostatnim filmie Dom, który zbudował Jack. Grek woli prostotę, którą portretuje w krzywym zwierciadle. Nienaturalnie brzmiące dialogi i pozbawiony emocji ton ma stanowić oderwanie od otaczającej nas rzeczywistości. I choć patrzymy na jego bohaterów z dystansem i emocjonalną powściągliwością, trudno nie poczuć do nich nie tyle sympatii, co nici porozumienia. Pielęgniarka w Alpach odgrywa rolę zmarłej młodej tenisistki, ale to w jej świecie znajduje rzeczy, których tak naprawdę jej brakuje. Traci kontrolę nad własną rzeczywistością, coraz bardziej zatracając siebie. To połączenie Erosa i Tanatosa pojawia się w Antychryście i urasta to rangi artystycznej symfonii seksu i przemocy. Ponownie światy Lanthimosa i von Triera, operujące w podobnej tematyce, stają się sobie bardzo odległe. Z surowego naturalizmu wpadamy w świat stylistycznej precyzji.
Miłość, władza i… homary
W kolejnym filmie Greka, stworzonym już z większym budżetem i po angielsku, surowość wizualna zostaje okiełznana i dopieszczona pięknymi zdjęciami demonicznego ośrodka dla poszukujących miłości. Lobster opowiada o singlach, których los jest przesądzony – albo znajdą partnera, z którym będą dzielić swoje dni do końca życia, albo zostaną zamienieni w wybrane przez siebie zwierzę, popadając w odmęty zapomnienia. Ten film to ponura alegoria totalitaryzmu i współczesnego traktowania związków i samotności. Fenomenalny Colin Firth znajduje się w świecie przymusu, w którym pozorna wolności również jest zniewoleniem, a oczekiwania społeczne stają się kierunkowskazem działań jednostki. Do wyzwolenia prowadzi akt przemocy, który de facto staje się kolejnym zniewoleniem głównego bohatera.