Olivier Assayas jest francuskim reżyserem, dla którego słowo ma niebywałą wartość. Znany i doceniany na zagranicznych festiwalach nie osiada na laurach, ale nieustannie tworzy nowe scenariusze. „Podwójne życie” to film o paryskiej bohemie, przemianach w świecie książek i zagubieniu dojrzałych ludzi. Miłosne zawirowania i digitalizacja to centralne punkty w filmie Assayasa.
Już w pierwszej scenie „Podwójnego życia” słyszymy rozmowę o social mediach i Twitterze. Co pan myśli o ograniczeniu wyrażania własnych myśli do 140 znaków?
Z mediów i technologii bierzemy to, co jest dla nas najlepsze. Musimy jednak być własnymi sędziami. To, co jest doceniane przez innych, może nie być odpowiednie dla nas. Nie korzystam z Twittera, nie zaglądam do social mediów, ponieważ zdałem sobie sprawę, że nie posiadam wystarczającej ilości czasu, żeby zaprzątać sobie nimi głowę. Jedyna rzecz, która mnie irytuje, to tweetowanie zaraz po zakończonym seansie. Film wymaga pewnego procesu analizy i przemyślenia. Sam pisałem o kinie i potrzebowałem przynajmniej kilku godzin, by przeżyć to, co zobaczyłem. Zdarza się, że wychodzisz z kina i masz wrażenie, że zobaczyłaś arcydzieło, a po jakimś czasie nic z tego filmu w tobie nie zostaje…
Przeczytaj także: Sztuka kłamania
Skąd pojawił się pomysł na opowieść o umierającym świecie książek?
Od dłuższego czasu chciałem zrobić film o tym, jak zmienia się świat i jak przystosowujemy się do tych zmian. Intrygowało mnie, jak wydawcy są pod wpływem technologicznej rewolucji. Dodawałem scena po scenie, aż zdałem sobie sprawę, że to nie jest tylko film o pomysłach i innowacjach, ale również komedia obyczajowa.
Fellini kiedyś powiedział, że każda sztuka jest autobiograficzna. Podczas pisania czerpie pan z życia prywatnego?
Scenariusz powstaje na podstawie własnych emocji i doświadczeń. Dopiero potem dodaje się kolejne warstwy. Trudno odnaleźć ten punkt, który stał się inspiracją, ale każda fikcja nosi w sobie znamiona biografii. W swoich filmach, mam wrażenie, że jestem równocześnie wszystkimi bohaterami.
Przeczytaj także: Żona czy mąż
Dzięki temu łatwiej dawać wskazówki aktorom? Na planie podąża pan za swoim tekstem czy daje przestrzeń do improwizowania?
Daję dużo wolności moim aktorom. W filmie są takie momenty, gdzie pojawia się improwizacja, ale jest ich o wiele mniej niż można by się spodziewać. Głównie ze względu na komediowy wydźwięk. Scenariusz i dialogi były bardzo precyzyjne i żeby otrzymać zamierzony efekt, trzeba było się ich trzymać.
To już kolejny pana projekt, w którym bierze udział Juliette Binoche. Co sprawia, że jest tak wyjątkową aktorką?
Juliette jest niebywale mądra i dokonała wielu dobrych wyborów w trakcie swojej kariery. Nigdy nie miała żadnej strategii, oprócz pracy z ludźmi, który lubi i ceni. W jej karierze widzimy różne momenty – czasami bywa o wiele bardziej opanowana i kontrolująca, szczególnie w anglojęzycznych filmach, ale zawsze pozostaje sobą. Posiada wolność wyboru i czerpania inspiracji. Potrafi komunikować się z występami innych. Jednym z powodów, dla których uwielbiam pracować z Juliette, jest fakt, że potrafi inspirować pozostałych aktorów.
Co było najtrudniejsze podczas pracy nad „Podwójnym życiem”?
Kiedy piszę, czerpię dużo radości z tego procesu. Cieszę się z pomysłów jako autor. Dopiero potem zaczynam się zastanawiać, jak będzie można to nagrać i zamienić w interesujący obraz, szczególnie kiedy głównym elementem jest dialog. To film aktorski, dlatego styl opowieści staje się drugorzędny wobec ról. Równocześnie to jeden z najtrudniejszych filmów do nakręcenia, głównie ze względu na potrzebę bycia precyzyjnym, by sprawić, żeby stał się energetyzujący i rozrywkowy.
Przeczytaj także: Przedszkolanka
Sytuację ze świata przedstawionego w Twoim filmie można przenieść do świata filmu.
Zacząłem robić filmy jeszcze przed erą cyfrową. Jestem świadkiem wszystkich dużych zmian, które nastąpił od tamtego czasu. Zaczynałem w momencie, kiedy dźwięk był przenoszony do systemu cyfrowego – wcześniej takie działania były nie do pomyślenia. Wiele rzeczy wywróciło się do góry nogami. Największe zmiany rozpoczęły się w połowie lat 90. i nadal trwają.
Netflix staje się flagową platformą zmian, a filmy produkcji tej platformy coraz częściej znajdują się na największych festiwalach. Ostatnio sporo zamieszania powstało wokół filmu „Roma”. To piękny film i nie wyobrażam sobie, by oglądać go na ekranie telefonu.
Taki film, jak „Roma” pojawił się w odpowiednim momencie i spełnił swoją rolę. Generuje wiele pytań, ponieważ jest filmem przeznaczonym do oglądania na dużym ekranie. Znajdujemy się w momencie przejściowym. Zmagamy się z trudnymi pytaniami i wydaje mi się, że trudno nam przewidzieć, jak zakończą się pewne rzeczy. Nie jest łatwo znaleźć finansowanie filmu, dlatego jeśli pojawia się Netflix i jest gotowy wesprzeć dany projekt, trudno mu odmówić.
Gdyby pan wiedział, przed rozpoczęciem zdjęć do swojego filmu, że pojawi się na Netflixie, czy wpłynęłoby to na sposób filmowania i opowiadania historii?
Tworzę filmy z potrzeby dzielenia się swoimi emocjami i mam nadzieję, że trafią na duży ekran. Wiem jednak, że kompromisy są konieczne.