Mark Duplass nie lubi bezczynności. W trakcie pandemii wyprodukował trzy filmy („Lekcje języka”, „7 days” i „As of Yet”), które pojawiły się na najważniejszych festiwalach. Jeden z nich będzie można wkrótce zobaczyć na American Film Festival. Do współpracy przy „Lekcjach języka” zaprosił Natalie Morales, która objęła reżyserskie stery. Duet opowiedział o poruszającym spotkaniu dwójki zagubionych ludzi, których przyjaźń rozkwita dzięki rozmowom przez Zooma. Kameralna opowieść o bliskości, potrzebie spotkania i poruszającej więzi zdobyła uznanie krytyków i widzów. Na festiwalu w Berlinie porozmawialiśmy z jej twórcami.
„Lekcje języka” to kameralna opowieść rozpisana na dwóch aktorów, która rozgrywa się w zamkniętych pomieszczeniach. Skupiacie się na międzyludzkich relacjach i sile rozmowy. Jak narodził się pomysł, by opowiedzieć o spotkaniu Adama i Carino?
Mark Duplass: Pomysł na film pojawił się już w trakcie pandemii. Zacząłem brać lekcje hiszpańskiego online. Z czasem zauważyłem, że między mną a nauczycielem, który był w Gwatemali, pojawia się niespodziewana więź. Zdałem sobie sprawę, że rozmawiamy na różne tematy. Zaskoczył mnie fakt, że spotkania na Zoomie mogą doprowadzić do powstania czegoś głębszego. Zainspirowałem się tym. Przedstawiłem Natalie pomysł na film, ponieważ chciałem wykorzystać naszą znajomość i magiczne połączenie, które jest między nami. Znaliśmy się wcześniej, ale nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi. Podobał mi się pomysł, by zrealizować film z kimś, z kim będę mógł improwizować, a także rozwijać i pogłębiać relację na ekranie. To było doświadczenie zarówno prywatne i zawodowe.
Natalie Morales: Znaliśmy się z Markiem, zanim zaczęliśmy pracować nad „Lekcjami języka” Pracowaliśmy ze sobą przy „Pokój 104”, ale nigdy nasza współpraca nie była tak bliska. Kiedy do mnie zadzwonił i opowiedział o tym projekcie, wiedziałam, że będziemy tworzyć coś fajnego. Potrafimy nawzajem rzucać sobie wyzwania i czerpać z tego radość. Lubimy spędzać ze sobą czas, a ta pozytywna energia przekłada się na ekran.
Choć film powstawał w trakcie pandemii, nie widzimy jej w opowiadanej historii. Czy odcinając się od tego, co dzieje się wokół nas, chcieliście stworzyć bardziej uniwersalną opowieść?
Natalie: Nie chcieliśmy umieszczać tej opowieści w konkretnym czasie. Nie zależało nam na przywiązywaniu się do wydarzeń na świecie. Wydawało nam się, że wszyscy mamy już dość tego tematu. Doszliśmy do wniosku, że ta historia będzie silniejsza bez tego wątku.
Jednak ta produkcja powstała dzięki temu, że wszyscy zostaliśmy zamknięci w domach. Większość z nas nakładała na siebie presję, by pozostać produktywnym, być w ciągłym działaniu. Czy sami też czuliście taki wewnętrzny przymus, by nadal pracować? Czy film jest tego wynikiem?
Mark: Jestem tak skonstruowany, że noszę w sobie silną potrzebę tworzenia. Wydaje mi się, że jest ona zarówno zdrowa, jak i przytłaczająca. Wszystko wynika z mojego wewnętrznego pragnienia. Mój terapeuta nazywa je małą dziurą, którą cały czas staram się wypełnić.
„Lekcje języka” była dla mnie formą produktywnego spędzania czasu i przyniosły mi piękną przyjaźń z Natalie. Chciałem stworzyć film, by pozostać w ruchu.
Natalie: Na początku pandemii pojawiło się we mnie przerażające uczucie, że nie jestem produktywna. Myślę, że dotyczyło to wielu ludzi. Z czasem zaczęłam rozumieć, że jeśli nie czuję się dobrze dziś, jutro albo w tym tygodniu, nie muszę się do niczego zmuszać. Znajomi przypominali mi, jak dużo pracowałam przez ostatnie lata i podkreślali, że mogę odpocząć. Mimo wszystko zależało mi na tym, by pozostać w ruchu, dlatego ucieszyłam się, kiedy Mark zadzwonił do mnie z propozycją współpracy. Każdy artysta i filmowiec chce tworzyć i czynić świat lepszym miejscem. Chciałabym, żeby sztuka wpływała na ludzi i dawała im radość. Na tym zależało nam podczas pracy nad “Lekcjami języka”.
Ten film jest małą i niezależną produkcją. Czy to dało większy komfort twórczy?
Mark: Fakt, że ten projekt powstawał w tajemnicy i bez wielkiego napięcia, dawał poczucie komfortu. Żadne studio nie stało nad nami, pilnując terminów czy wizji artystycznej. Ale z drugiej strony musieliśmy wymyślić nowy system, dzięki któremu ten film powstał. Za zdjęcia był odpowiedzialny Jeremy Mackie, z którym pracuję od lat, który na potrzeby tej produkcji stworzył całkiem nowy sposób kręcenia – przygotował zestaw z kamerą i światłem, który mógł obsługiwać z daleka, ale nad większością czuwaliśmy sami z Natalie. Byliśmy też odpowiedzialni za charakteryzację i kostiumy – graliśmy po prostu we własnych ubraniach. Spadła na nas dużo większa odpowiedzialność, ale uważam, że to doświadczenie było bardzo uwalniające i ożywiające.
Grani przez was bohaterowie pochodzą z różnych światów. Adam jest dobrze sytuowanym gejem mieszkającym w Stanach Zjednoczonych. Carino mieszka w Kostaryce. Zazwyczaj w filmach bohaterowie latynoscy przyjeżdżają do USA szukać lepszego świata. Tymczasem ona zostaje u siebie, nie marzy o wyjeździe. Dlaczego zdecydowaliście, że bohaterowie znajdują się w różnych krajach?
Natalie: Nie chcieliśmy, żeby ta historia opowiadała o czasach pandemii, a zależało nam, żeby bohaterowie nie mieszkali w tym samym mieście. Głównym środkiem do komunikacji miał być Zoom. Dorastałam w Kostaryce, mam tam rodzinę i wielu bardzo bliskich przyjaciół, więc ten kraj jest mi bardzo bliski. To miejsce, w którym mogłabym mieszkać. Stąd wzięła się inspiracja, by właśnie tam znajdowała się moja bohaterka.
Mark: Miałem szkielet tej historii, kiedy zadzwoniłem do Natalie. Chciałem, żeby była moją partnerką w budowaniu tej opowieści. Rozmawialiśmy przez kilka godzin. Napisaliśmy trochę scenariusza, ale potem zdecydowaliśmy, że sami zbudujemy swoje postaci. Właśnie wtedy Natalie wymyśliła Kostarykę i całą przeszłość Carino. Od razu spodobał mi się ten pomysł.
To bardzo ciekawe i odświeżające patrzeć na opowieść, która skupia się na damsko-męskiej przyjaźni osób, które pochodzą z różnych środowisk, mają różne doświadczenia. W filmie poruszacie wiele tematów takich, jak uprzywilejowana klasa, poczucie winy białego człowieka, doświadczenia bycia gejem czy kobietą zmagającą się z przemocą. Dlaczego zdecydowaliście się akurat na nie?
Natalie: To wszystko wydarzyło się raczej spontanicznie. Pracowaliśmy nad swoimi postaciami oddzielnie, ale kiedy je połączyliśmy ze sobą, było wiadomo, że nie da się uniknąć rozmów na niektóre tematy. Kiedy patrzymy na Adama i Carino, w naszej głowie pojawiają się różne pytania. W końcu pochodzą z innych światów, trochę inaczej patrzą na napotykane problemy. Nie chcieliśmy niczego ukrywać o swoich bohaterach, ale też nie mówimy niczego wprost. Oboje zmagają się z różnymi problemami: przemoc, samotność, depresja czy poczucie winy. Nie rozmawiają o nich, ale za sprawą uważnej obserwacji dowiadują się o sobie coraz więcej.
Zależało nam, żeby Adam nie stał się stereotypowym białym wybawcą, który ruszy na ratunek Carino i będzie chciał rozwiązywać jej rodzinne problemy. Chcieliśmy pokazać wiele wymiarów tej relacji i złożoność naszych postaci, dlatego pojawiły się różne tematy.
Film rozpoczyna się uroczo i zabawnie, ale z czasem zaczyna uderzać w dużo bardziej mroczne strony, opowiadając o problemach, z którymi zmagają się wasi bohaterowie. Ani Adam, ani Carino nie wiedzą do końca jak zareagować. Nie znają się zbyt dobrze, nie chcą przekraczać żadnych granic, a z drugiej strony mają ogromne pragnienie bliskości i niesienie pomocy drugiemu człowiekowi. Jak sami zareagowalibyście w takiej sytuacji?
Mark: Nie znam dobrej odpowiedzi. Opowiem historię z mojej młodości, która przyniosła mi cenną lekcję. Kiedy miałem 20 lat, nabawiłem się dziwnych bólów ciała. Wszystko było związane z nadmiarem pracy przy montażu czy grania – bardzo kochałem to robić. Mój tata, który zawsze mnie wspiera, nie wiedział, jak mi pomóc. Widziałem, że to było dla niego bardzo trudne. Chodził ze mną na wizyty do lekarza i mnie wspierał. Był moim współpilotem, siedział obok mnie w kokpicie. To była najlepsza rzecz, jaką mógł zrobić. Myślę, że obecność drugiego człowieka jest najważniejsza. Starałem się to zawrzeć w Adamie, który nie do końca wiedział, co ma zrobić, by pomóc Carino, ale wspierał ją i dawał jej znać, że jest obecny, jeśli tego potrzebuje.
Natalie: Myślę, że zachowałabym się inaczej niż Carino. Według mnie ona jest bardzo miła, ale buduje wokół siebie mur. Nie można do niej dotrzeć, dopóki nie zacznie się kopać dużo głębiej. Ona nie jest przyzwyczajona, że ktokolwiek się nią w ten sposób interesuje. Carino stawia jasne granice. Z Adamem udaje jej się zbudować nić porozumienia, dzięki czemu pozwala, by ten mur na chwilę runął. Zdaje sobie sprawę, że Adam desperacko potrzebuje czegoś, co tylko ona – w tym momencie – jest w stanie mu dać. Gdybym była w podobnej sytuacji, chciałabym bardzo pomóc – nawet przez Zooma, a potem wysłałabym tej osobie jedzenie (śmiech), bo to bardzo ważne. Moi znajomi zawsze wysyłają mi posiłki, kiedy jestem w gorszej formie.
Praktycznie cały film rozgrywa się na Zoomie. Nie ma między wam fizycznej interakcji. Jak podeszliście do tego zadania?
Natalie: To było bardzo interesujące doświadczenie. Patrzyliśmy sobie w oczy przez ekran komputera, ponieważ nie mogliśmy być obecni w tych samych lokacjach. Jednak złapaliśmy z Markiem nić porozumienia i uważam, że to oddalenie było bardzo pomocne. Choć przyznam, że ciężko patrzy się na swoją twarz na ekranie, podczas grania. Musiałam się przyzwyczaić do tego spoglądania na siebie.
Mark: Granie w tym filmie niosło w sobie wiele zabawy. Mieliśmy tylko jedno ustawienie kamery, więc od początku jako aktorzy poznaliśmy jego plusy i minusy. Wszystko rozgrywało się w tym samym ustawieniu: ujęcia szerokie i zbliżenia. Przypominało to pracę w teatrze. Do tego mogliśmy kreować naszą filmową rzeczywistość już w trakcie pracy na planie. Natalie była moją partnerką, reżyserką i współscenarzystką. Obserwowaliśmy, jak rozwijają się nasi bohaterowie i wspólnie zastanawialiśmy się, w którą stronę zmierzają. To było fantastyczne doświadczenie, ale też bardzo wyczerpujące.
Między waszymi bohaterami jest świetna ekranowa chemia. Nie kusiło was, żeby rozpisać tę historię nieco inaczej i opowiedzieć internetowy romans?
Mark: Dość wcześniej zaczęliśmy o tym rozmawiać i podjęliśmy świadomą decyzję, że Adam będzie gejem. W tym wypadku romans nie wchodził grę. Tworzyliśmy film, w którym dwójka ludzi rozmawia ze sobą przez ekrany. Zależało nam, żeby do tego pomysłu wprowadzić nieco świeżości. Natalie zauważyła już we wstępnej fazie prac, że trudno znaleźć opowieści wokół nas, w których relacja damsko-męska jest platoniczna. Dla mnie najbardziej pociągające było to, by stworzyć między tymi bohaterami prawdziwą i poruszającą więź.
Natalie: Jak to możliwe, że w 2021 roku nie ma opowieści o przyjaźni między kobietą i mężczyzną? Są filmy o kobiecej przyjaźni, możemy oglądać buddy movies, ale takie relacje – o jakiej my opowiadamy – nie pojawiają się na ekranie.
Dlatego tworzycie buddy movie w wersji damsko-męskiej.
Natalie: Nie wydaje mi się, żebyśmy kiedykolwiek świadomie brali pod uwagę ten gatunek. Nie chcieliśmy, żeby „Lekcje języka” wpadały w schematy, które pojawiają się w tego typu filmach. Zależało nam na opowieści o ludziach, którzy spotykają się w szczególnym momencie i stają się dla siebie bardzo ważni.
Adam całe życie budował wokół siebie mur i teraz potrzebuje przyjaciela, który dostrzeże go z zupełnie innej perspektywy. Nie chce już dłużej ukrywać swoich uczuć. Jego emocjonalność w pewien sposób jest uwalniająca dla Carino, która stara się budować swój wizerunek silnej, odpowiedzialnej i profesjonalnej nauczycielki. Między nimi tworzy się intymna atmosfera, bo oboje potrzebują uwagi i wsparcia.
Pokazujecie, że nawet małe otwarcie na drugiego człowieka, może zmienić czyjeś życie i zbudować znaczącą relację.
Natalie: Mam nadzieję, że nasz film pokazuje, że spotkanie drugiego człowieka może mieć uzdrowicielską moc. Sprawia, że pojawia się malutka cząsteczka empatii i zrozumienia. To powinno wystarczyć.