Właśnie pojawił się na dużym ekranie jako Tadeusz w komedii pełnej świątecznego ciepła. Leszek Lichota opowiedział o swoim bohaterze, wyprawach za ocean i serialu „Wataha”.
Kim jest Tadeusz z „Miłość jest wszystkim”?
Tadeusz jest poczciwym człowiekiem, który kocha swoją rodzinę – żonę i dwójkę dzieci. Boi się zranić swoich bliskich, dlatego nie zawsze ma odwagę mówić im prawdę. Przez co wpada w kłopoty. Przyciąga pecha i można go uznać za pocieszną pierdołę. Zawsze chce dobrze, ale jakiejkolwiek pracy by się nie chwycił, okazuje się, że ma dwie lewe ręce. Słabość jego charakteru polega na tym, że nie potrafi przyznać się do porażek. Mimo wszystko to bohater, którego da się lubić niezależnie od tego, że jest sklejony ze słabości.
Film opowiada o miłości. A czym ona jest dla pana?
Miłość jest uczuciem, nad którym niewiele się zastanawiam. Najwięcej można o nim powiedzieć w momencie, kiedy go brak. Kiedy jest po prostu przyjmuje się, że tak będzie wiecznie.
Czym różni się ten film od innych komedii romantycznych?
„Miłość jest wszystkim” nie jest typową komedią romantyczną. To film świąteczny, familijny. Wielowątkowy, w którym pojawia się mnóstwo postaci, a każda na swój sposób szuka miłości.
Film powstał w Gdańsku. Czy lepiej pracuje się na wyjeździe, z dala od stolicy?
Czasami jest to wyzwanie logistyczne, ponieważ trzeba wracać do Warszawy na spektakle. Lubię zdjęcia wyjazdowe, ponieważ można się naprawdę skupić. Nie trzeba myśleć o wszystkim innym dookoła, o codziennych rzeczach. To pomaga, jak jest się na planie po 12 godzin. Super, że ten film powstał w Gdańsku, a nie w Warszawie. Jest świetnie pokazany, sfotografowany.
Lubi Pan filmy świąteczne?
Moim ulubionym jest „Zły Mikołaj”. To film wokół świątecznego tematu, który jest raczej niepoprawną komedią.
Czy kino można podzielić na kobiece i męskie?
Coraz więcej kina kobiecego jest robionego przez kobiety. Są też kobiety, które potrafią robić męski kino, na przykład Agnieszka Holland. Przy „Watasze”, którą można nazwać męskim serialem, pracowałem z Kasią Adamik. Po prostu faceci lubią oglądać, co innego niż kobiety.
Czy mężczyźni odnajdą coś dla siebie w „Miłość jest wszystkim”?
Oczywiście, że mogą coś dla siebie odnaleźć. Ale nie zapominajmy, że to baśń. Wszystko pięknie się kończy, czyli tak, jak lubimy w świątecznych filmach. Myślę, że jak faceci pójdą ze swoimi dziewczynami do kina, to nie będą się nudzić.
Widzowie zastanawiają się, czy powstanie kolejny sezon „Watahy”. Jak wspomina Pan pracę przy tym serialu?
Bardzo lubiłem Bieszczady i czas tam spędzony. Poznałem mnóstwo ciekawych ludzi. Mam tam przyjaciół. Mieliśmy fajną, zgraną ekipę. Temat był interesujący. Dawał pole do działania. Na planie było parę rzeczy, które robiłem po raz pierwszy w życiu: kąpiele w zamarzniętej rzece, chodzenie pod mostem, kaskaderskie wyczyny.
Równie ekstremalnie brzmi półroczna wyprawa do Stanów Zjednoczonych.
Fascynujące było to, że można wyrwać się z najbliższą rodziną na pół roku w zupełnie nieznane. Można pojechać w podróż, której nie planuje się szczegółowo, ale z dnia na dzień podejmuje decyzje, co dalej. To daje szansę poznania siebie, zbliżania się. Niezłe jest to, że żyjemy w czasach, w których można to zrobić. Po prostu wsiąść w samolot, polecić na drugi koniec świata. Wynająć samochód i jeździć, gdzie się chce. Dużo ludzi tak robi, zwłaszcza w młodości, w okresie przed studiami albo zaraz po. To świetna forma, żeby poznać świat, trochę nauczyć i dowiedzieć o sobie. Przed wyjazdem wydawało mi się, że tam trawa będzie bardziej zielona, a nie jest. Nasze kulturowe ograniczenia bardzo nas określają. Ale mimo wszystko najlepiej czuję się tutaj, w Polsce. Fajnie jest być gdzie indziej na chwilę. Podróżowaliśmy z północy na południe, od Kanady aż po Meksyk i Kubę. Zależało mi na tym, żeby zobaczyć Kubę, dopóki nie otworzą się granice. To miejsce, w którym zatrzymał się czas.
Jaka jest Pana wyprawa marzeń?
To była wyprawa marzeń. We wrześniu jadę ze spektaklem na miesiąc do Australii i zabieram ze sobą rodzinę. Będziemy w trzech czy czterech miastach. Teraz robię mniejsze wyprawy. Przyglądam się Europie. W tym roku byłem dwa razy we Włoszech. Odkrywam ten kraj, jest dla mnie coraz ciekawszy. Chciałbym pojechać zimą do Skandynawii. Marzę o zobaczeniu zorzy polarnej, odczuciu tego mrozu, pojeżdżeniu psim zaprzęgiem po rzece.
Gdyby miał Pan możliwość napisania listu do Świętego Mikołaja, o co by Pan prosił?
Żeby nie zapomniał o żadnym dzieciaku. Ja już wszystko mam.
https://www.movieway.pl/milosc-jest-wszystkim-rez-michal-kwiecinski-2018/