Na naszych ekranach pojawił się długowyczekiwany „Wróg doskonały” z Tomaszem Kotem i Atheną Strates. Młoda aktorka wciela się w tajemniczą kobietę, która zaczepia uznanego architekta. Gęsta atmosfera i tajemnica wisząca w powietrzu sprawiają, że z niecierpliwością czekamy na rozwiązanie intrygi.
Z Atheną Strates rozmawiałam podczas Sitges Film Festival, gdzie odbyła się premiera „Wroga doskonałego”.
„Wróg doskonały” to ciekawa, wielowątkowa opowieść, która potrafi zaskakiwać zwrotami akcji i niespodziewanymi rozwiązaniami. A co ciebie najbardziej zafascynowało w tym scenariuszu?
Moja bohaterka. Przeczytałam scenariusz i zobaczyłam niesamowitą młodą kobietę. To silna i władcza osoba, która potrafi nieźle namieszać. Kiedy zaczęłam czytać ten tekst, nie mogłam się od niego oderwać. Po skończeniu natychmiast zaczęłam ponowną lekturę. Wiem, że w książce Amélie Nothomb moja bohaterka była mężczyzną i uważam, że to bardzo odważny ruch ze strony Kike (Kike Maíllo, reżyser – przyp. red.), by zmienić płeć tego bohatera. Cieszę się, że dzięki niej miałam okazję wziąć udział w tym projekcie.
Myślisz, że ta zmiana wpływa na relację Texel z Jeremiaszem granym przez Tomasza Kota?
Na pewno dodała o wiele więcej warstw i wymiarów w relacji między tymi ludźmi. Pojawia się pewna rodzicielska dynamika, która w pewnym momencie wchodzi na zupełnie inne tory. Patrzymy młodą dziewczynę i na dojrzałego mężczyznę, zastanawiając się, czy ona nie stara się go uwieść. Ich relacja może pójść w wiele różnych stron, a ja lubię taką wieloznaczność.
Mieliście z Tomaszem Kotem wiele możliwości na taką wieloznaczność. Jesteście zamknięci w jednej przestrzeni, kamera cały czas na was patrzy i akcja skupia się właściwie tylko na was. Jak wspominasz ten czas?
Ta praca dała mi wiele radości. Pamiętam, że Tomek wspierał mnie od samego początku i pomagał w eksplorowaniu różnych ról. Angażując się w ten projekt, wiedziałam, że moim partnerem będzie ktoś bardzo utalentowany, kto zagrał w „Zimnej wojnie”. Jego zaangażowanie wyniosło moje aktorstwo na innym poziom.
Bardzo dobrze wspominam ten czas. Dużo się śmialiśmy i dobrze czuliśmy się ze sobą. W pamięci utkwiła mi praca nad jedną sceną, która rozgrywa się w samolocie. Moją bohaterkę zaczyna pokrywać cement. Siłujemy się z Tomkiem, a ja jestem coraz bardziej wciągana pod powierzchnię. Starałam się zasygnalizować, że tracę kontrolę i nie mogę oddychać, a Tomek myślał, że tak dobrze gram. To było niezłe wyzwanie. Teraz wspominam to z uśmiechem, ale wtedy byłam przerażona.
Na początku filmu Jeremiasz bardzo dużo mówi o perfekcji. Myślisz, że taki idealny świat jest możliwy do osiągnięcia?
Myślę, że taka rzeczywistość byłaby bardzo nudna. Nasz film opowiada o różnych relacjach, które są dalekie od perfekcji. Jest wiele piękna w niedoskonałości. Lubię na nią patrzeć, szczególnie w naszym pełnym przepychu przemyśle, gdzie osiągnięcie ideału jest tak ważne. To nasze wady czynią nas ludźmi.
Czyli sama nie jesteś perfekcjonistką i potrafisz odpuszczać?
Myślę, że aktorstwo daje nam przestrzeń do eksperymentowania. Każdą rolę można zagrać na wiele różnych sposobów i każdy jest dobry. Nauczyłam się odpuszczać i dawać intuicji przestrzeń do działania. Pracując nad Texel, miałam wiele prób. Zżyłam się z tą bohaterką na tyle, że pod koniec dnia zdjęciowego czułam, że zrobiłam wszystko najlepiej, jak mogłam.
Poskromiłaś swojego wewnętrznego wroga? Ten film jednak mówi o naszych bolączkach i tym, że sami dla siebie jesteśmy największymi wrogami.
Wydaje mi się, że tak jest. Przez większość czasu prowadzimy jakiś wewnętrzny konflikt. Wydaje nam się, że musimy być idealni, osiągnąć sukces, pokazywać mocne strony. Taxel jest ucieleśnieniem tej tezy, ale pokazuje też, że trzeba pogodzić się ze swoimi słabościami czy ułomnościami i po prostu być sobą.