Plotki o tym, że Wytłumaczenie wszystkiego to najbardziej polski węgierski film, nie są przesadzone. Gábor Reisz opowiada o absurdalnych podziałach, nakręcaniu nienawiści i medialnym wykorzystaniu błahej sytuacji do własnych celów. To historia dorastania osadzona w maturalnym anturażu, która balansuje na granicy tego, co prywatne i naturalne. Wszystko ubrane w świeże i inteligentne spojrzenie. Trudno się nie uśmiechnąć.

Wytłumaczenie wszystkiego: Z małej chmury…

Głównym bohaterem jest Abel (Gáspár Adonyi-Walsh), czyli nastolatek, który właśnie wkracza w dorosłość, przygotowując się do egzaminu maturalnego. Daleko mu jednak do snucia poważnych planów na przyszłość. Woli skupić się na leniuchowaniu i czerpaniu pełnymi garściami z letniej aury. Reisz pokazuje jego otoczenie: przyjaciół, rodzinę i nauczycieli. Rozpoczyna swoją opowieść z różnych perspektyw, by zbudować wciągający wir osobowości i spojrzeń na życie w kraju, w którym polaryzacja polityczna stała się codziennością. Abel w sztafażu coming of age chce zamknąć za sobą pewien etap. Pech chce, że staje się medialną pożywką. Kilka minut sławy, przykre osobiste konsekwencje i marzenie o zwyczajności. 

Historia zamknięta w ośmiu dniach pokazuje, jak błahe wydarzenie może zostać rozbuchane do niebotycznych rozmiarów ku uciesze tłumu. Erika (Rebeka Hatházi) młoda dziennikarka staje się tu personifikacją tych wszystkich mediów, które żyją z sensacji i podsycania społecznych antypatii. Kobieta pisze artykuł o maturzyście, który oblał egzamin z historii, ponieważ… w klapie marynarki miał wpiętą węgierską flagę. Konserwatyści mają używane, linczując rozpadający się system edukacji. Fakty przestają mieć znaczenie, rozpoczyna się gra na emocjach.

Przeczytaj także: Disclaimer

Wytłumaczenie wszystkiego na szczęście rozdaje swoje ciosy po równo. Dostaje się tym, co stoją po prawej, jak i lewej stronie. Reisz napina cięciwę i celnie uderza satyrycznymi wstawkami. Wszystko to, co widzimy na ekranie jest nam dobrze znane z własnego podwórka. Spoglądanie na zacietrzewienie Węgrów prowokuje raczej śmiech przez łzy. Od jakiegoś czasu możemy przeglądać w kinie naszych sąsiadów, jak w krzywym zwierciadle (czescy  „Właściciele” Jiřiego Havelki). W końcu poszukiwanie taniej sensacji w imię wyświetleń czy cytowań to zagrania godne bokserskiego meczu. Moja racja jest najmojsza zdaje się krzyczeć każda ze stron, wymierzając ciosy przeciwnikowi, które nie sposób merytorycznie odeprzeć.

Reisz zamyka swoją opowieść w ciasnych kadrach, tylko momentami łapie oddech, zabierając bohatera na łono natury. Wytłumaczenie wszystkiego to prosta historia, która bawi, ale przede wszystkim trafia do serca za sprawą postaci – absurdalnych, zamkniętych w swoich poglądach, lecz wzbudzających sympatię. Świetne kino!

daję 8 łapek!

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply