Duńska produkcja, Winni Gustava Möllera, okazała się wielkim sukcesem. Na tyle dostrzegalnym, że amerykańscy producenci postanowili przenieść historię dyspozytora numeru alarmowego na rodzimy grunt. Nad scenariuszem pracował twórca pierwowzoru, za sterami stanął Antoine Fuqua, a przed kamerą Jake Gyllenhaal. To musiało się udać.

Przeczytaj także: Violet

Joe (Gyllenhaal) pracuje jako dyspozytor. Z nadzieją skreśla dni do powrotu do czynnej służby jako policjant. Tymczasem musi odbierać telefony, które nie zawsze są sytuacją kryzysową, użerać się z pijanymi żartownisiami i ratować nieodpowiedzialnych polityków z opresji. Wszystko zmieni się, kiedy po drugiej stronie usłyszy przerażoną kobietę prawdopodobnie porwaną przez własnego męża. Emily woła o pomoc, nie mówiąc zbyt wiele, a Joe angażuje wszystkie swoje siły, by wyrwać ją z rąk oprawcy. Samotnie zamknięty w pokoju wykonuje dziesiątki telefonów, zadaje wiele pytań, by dowiedzieć się prawdy.

Winni to kino jednego aktora, który musi emocjonalnie udźwignąć całą historię. W kadrze znajduje się jego twarz, a jedyną pomocą są głosy po drugiej stronie telefonu. Jake Gyllenhaal już nie raz udowodnił, że potrafi odgrywać skrajne stany, wodzić widzów za nos i coraz głębiej wciągać w opowiadaną historię. W filmie Fuqua jest silny, ale też wyraźnie pęknięty w środku. Subtelnie pokazuje, że jego samodzielna walka o bezpieczeństwo Emily jest osobistą próbą odkupienia win za błędy przeszłości. Zdeterminowany, momentami zaciekły przekracza granicę profesjonalizmu, zatracając umiejętność racjonalnego myślenia. Gyllenhaal świetnie sobie radzi jako silny mężczyzna, który coraz bardziej pęka i ugina się pod ciężarem poczucia winy.

Antoine Fuqua świetnie przenosi duński scenariusz na amerykański grunt. Umiejętnie buduje napięcie i z pełną świadomością przygląda się głównemu bohaterowi, który przeżywa nie tylko zawodowy kryzys, ale i osobiste załamanie. Amerykański reżyser, który doskonale czuje się w kinie akcji i kryminalne, wie, jak dawkować emocje i budować napięcie. Nie sili się na autorski komentarz, ale z szacunkiem podchodzi do oryginału. 

Przeczytaj także: As in Heaven

Winni wykorzystują wszystkie znane chwyty, ale brakuje im pewnej głębi. Patrzymy na zagubionego bohatera, który w końcu chce postąpić właściwie. Obserwujemy system, który nie zawsze spełnia swoją rolę. Dostajemy szereg winnych, którzy mogli zrobić więcej i lepiej. Fuqua brakuje przestrzeni na zajmujący komentarz, przez co film ten jest po prostu remakiem, który dobrze się ogląda. Poprawnie, wciągająco, choć chciało się czegoś troszeczkę więcej. 

daję 7 łapek!

Film dostępny na Netflix od 1 października.

Related Posts

Warszawski bon vivant z bagażem doświadczeń i kieliszkiem w dłoni raczej nie wzbudza sympatii od...

Mam taką przypadłość, że jak już coś zacznę oglądać, to muszę skończyć. Staram się dawać szansę...

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Leave a Reply