8 łapek! – daję 8 łapek!

Stary Indianin rozpoczyna swoją opowieść. Wspomina zaprzyjaźnionego pułkownika Williama Ludlowa (Anthony Hopkins), który miał trzech synów. Jego ulubieńcem był nieokiełznany Tristan (Brad Pitt).

Wichry namietnosci

Pewnego dnia jeden z młodych mężczyzn (Henry Thomas) przybywa na ranczo ojca z piękną narzeczoną (Julia Ormond). Urocza kobieta odmienia życie czterech mężczyzn. Niedługo jednak cieszą się rodzinną sielanką. Bracia postanawiają zaciągnąć się do wojska i – mimo sprzeciwu ojca i rozpaczy młodej Susannah – walczyć w I wojnie światowej.

Zaczyna się jak przyjemny film obyczajowy. Chwilę potem na ekrany wkrada się typowy romans. Widzimy też kwestię polityczną, stosunek do Indian. Następnie „Wichry namiętności” przemieniają się w film wojenny. Miał być ślub, miała być radość, miało być szczęśliwe życie rodzinne, wspólna jazda konno i gra w tenisa. Tymczasem pojawia się Brad Pitt wycinający serce i zbierający skalpy wrogów.

I znów romans. I to jaki romans! Potem dramat. Nawet melodramat. Pozostaje też z nami polityka. „Rząd jest zły!”. Jest i kryminał. Strzelają i chowają. Strzelają i chowają. A każda kolejna śmierć boli.

Ekranizacja powieści Jima Harrisona może trochę męczyć widza. To ciągła walka. Bohaterowie walczą ze sobą nawzajem oraz z oczekiwaniami widza. Nie wszystko układa się tak, jak sobie życzymy. Każdy z trzech braci ma inny temperament, kieruje się innymi wartościami, ich postępowanie determinują różne siły, których czasami sami nie potrafią zrozumieć.

Założyłam sobie, że film jest ‘dobry’ wtedy, kiedy mój seans kończy się wraz z zakończeniem napisów końcowych – nie wcześniej. Uwielbiam ten stan, kiedy siedzę wbita w fotel, gapię się w ciemny ekran, słucham nastrojowej muzyki i przez kilka minut trawię to, co było mi serwowane przez ostatnie dwie-trzy godziny. Nad niektórymi filmami nie ma szans się rozwodzić. Nie ma nad czym myśleć, choćby się starało. Ostatnio trafiałam na same przeciętne produkcje. „Wichry namiętności” były pierwszą od dawna, po której te napisy były mi potrzebne.

Można ten film po prostu przepuścić obok siebie i docenić go jedynie za nagrodzone Oscarem zdjęcia. Ale można też rozważać na tysiąc sposobów zajawione w nim i nieomówione do końca kwestie.

About the Author

Radiowiec, prawnik, podróżnik. Niekoniecznie w takiej kolejności. Nade wszystko: kinomaniak.

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply