-daję 8 łapek!
Bartosz M. Kowalski zaskoczył mnie i zachwycił swoim filmowym debiutem. Plac Zabaw pozostał w mojej głowie na długi czas, dlatego z dużą niecierpliwością wyczekiwałam jego kolejnego projektu. W lesie dziś nie zaśnie nikt to wyśmienite zaskoczenie. Popkulturowa uczta doprawiona krwawym sosem i dowcipną posypką.
Przeczytaj także: Sala samobójców. Hejter
Zaczyna się niepozornie – jak to zwykle w slasherach bywa – gromadka nastolatków wyrusza do lasu na obóz offline. Uzależnieni od internetu i telefonów komórkowych będą musieli przetrwać kilka dni z dala od cywilizacji. Grupa trafia pod opiekę harcerza (uroczo niewymawiający „r” Wojciech Mecwaldowski), księdza (Piotr Cyrwus) i entuzjastycznej przewodniczki (Gabriela Muskała). Młodzi zawierają znajomości, z lekkim niepokojem uczą się natury i dzielą swoimi doświadczeniami, podczas gdy gdzieś niedaleko grasuje niebezpieczne „coś”, co nie zawaha się zaatakować, pożerać, przebijać, ciąć i rozrywać niewinnych ludzi. Kreatywności w tej materii nie zabraknie, szczególnie że Bartosz Kowalski czerpie pełnymi garściami z gatunkowych schematów.
W lesie dziś nie zaśnie nikt to pierwszoligowy horror, który z powodzeniem mógłby być pokazywany w amerykańskich kinach, a na midnight madness robiłby furorę. W zielonym i spokojnym lesie leje się krew i odcina się kończyny, punktuje ludzkie przywary. Nastolatkowie, choć zbudowani na stereotypach i schematach, potrafią zaskoczyć zaradnością. Kowalski umiejętnie prowadzi bohaterów, wydobywa z nich wszystko co najlepsze i sprawia, że aktorzy odkrywają przed nami do tej pory nieznane twarze. Michał Lupa jako Julian skrada całą uwagę i doskonale miesza grozę z poczuciem humoru.
Przeczytaj także: Plac zabaw
Jest w filmie jedna scena, która zapada w pamięci. Młody chłopak wymienia wszystkie najważniejsze reguły slashera, by potem krok po kroku wpadać w ich sidła. Reżyser potrafi być autoironiczny i doskonale wie, do jakiego punktu zmierza. W lesie dziś nie zaśnie nikt czerpie pełnymi garściami z amerykańskich produkcji, ale nie traci przy tym wyraźnego polskiego rysu i komentarza do otaczającej nas rzeczywistości.
Bartosz M. Kowalski pokazuje, że tworzenie kina gatunkowego w Polsce jest możliwe. Być może po wielu latach horrorowych niepowodzeń nadszedł czas na dobrze zrealizowane chwile grozy w naszej kinematografii. Demon i Wilkołak pokazały, że można zrealizować u nas kino świeże i soczyście osadzone w gatunku. W lesie dziś nie zaśnie nikt to świetnie zrealizowany straszak z dobrym humorem, który potrafi rozładować narastające napięcie. To kino bez zadęcia i zadyszki, które aż chce się oglądać.