– daję 7 łapek!
Portugalska trylogia jest niesamowitym eksperymentem filmowym. Reżyser mówi, że chciał jednocześnie przedstawić rzeczywiste problemy, z którymi boryka się jego naród oraz stworzyć piękną baśń pełną magii. Stwierdził, że to niewykonalne. A jednak spróbował.
Pamiętacie Szeherezadę, bohaterkę „Baśni z tysiąca i jednej nocy”? Córka wezyra w dzieciństwie przyjaźniła się z synem sułtana. Wyjechała i nie widziała towarzysza zabaw przez lata. Kiedy wróciła do Bagdadu, dowiedziała się, że nowy sułtan – jej dawny przyjaciel – co rusz bierze sobie nową żonę i każdą zabija od razu po nocy poślubnej. By przerwać krwawe koło, Szeherezada zdecydowała się wyjść za sułtana Szachrijara. Przechytrzyła go jednak, ponieważ co noc opowiadała mu historię, której nie kończyła. Zaintrygowany sułtan zachowywał ją przy życiu, by kolejnej nocy poznać wyczekiwane zakończenie.
Historie, która Szeherezada opowiada u Miguela Gomesa, to perypetie współczesnych Portugalczyków. Przedstawiają kryzys gospodarczy na przełomie lat 2013 i 2014. Jedne zabawne, inne tragiczne. Ciekawe, ale też takie – proszę mi wybaczyć – które ciągną się jak flaki z olejem. Czasem jesteśmy w dawnym kalifacie i baśniowej atmosferze, czasem w dzisiejszej szarej Portugalii, niekiedy oba te światy się przenikają i śniadzi mężczyźni w kolorowych turbanach przedstawiają współczesną sytuację polityczną.
Trylogię łączy urocza piosenka z lat 60., pojawiająca się w każdej części; wcześniej wykonywali ją m.in. Phyllis Dillon, Julie London, Nat King Cole czy Andrea Bocelli.
- „Tysiąc i jedna noc – cz. 1, niespokojny”
Pierwsza część pokazuje niewiele z życia Szeherezady. Mamy z kolei do czynienia ze sprawą koguta, który pieje w środku nocy, czym drażni mieszkańców. Wysyłają oni do zwierzęcia sędziego, który ma go przesłuchać i osądzić.
Poznajemy też grupę wpływowych, rządzących światem, decydujących o deficycie, zaciągających pożyczki i prowadzących międzynarodowe rokowania. Światowi przywódcy spotykają na pustyni tajemniczą postać, która prezentuje im wspaniały środek, zadowalający każdego mężczyznę… Nie zabraknie też wybuchającego wieloryba czy umierającej syreny.
- „Tysiąc i jedna noc – cz. 2, opuszczony”
Część druga trzymała poziom. Kawał dobrej satyry.
Zakrwawiona naga kobieta wstaje z łóżka. Dzwoni do mamy i opowiada o swoim pierwszym razie, który właśnie miał miejsce. Ta poleca zrobić partnerowi ciasto. Tylko niech się nie wysługuje Murzynką, bo jeśli pokaże, że służąca może ją zastąpić w kuchni, to i w sypialni będzie ją zastępowała.
Po chwili okazuje się, że mama jest sędzią i właśnie zaczyna ogromną sprawę. Złodziej bydła, mąż regularnie gwałcący żonę, duch krowy, dżin, chińskie nałożnice. Tego nie da się opisać – tę farsę trzeba zobaczyć!
- „Tysiąc i jedna noc – cz. 3, oczarowany”
Trzecia część bardzo mi się nie podobała. Fragmenty opisujące życie Szeherezady przypadły mi do gustu, ale przeskok do współczesnej Portugalii niesamowicie mnie nużył.
W dawnym Bagdadzie poznajemy mężczyznę o ogromnej „zdolności reprodukcyjnej”. Przystojniak spłodził setki dzieci, ale Szeherezada odpycha go przyznając, że uważa go za wyjątkowo głupiego. Sułtanka znajduje za to schronienie u zabawnego Elvisa, który kradnie przy każdej możliwej okazji. Potem przez serię nocy Szeherezada opowiada o hodowli zięb.
Piękne obrazy, malownicze pustynie i morskie zatoki. I ta piosenka! W poprzednich częściach wybrzmiewająca gdzieś w tle – teraz po raz pierwszy w pełnej krasie – śpiewana przez piękną Szeherezadę.
W ramach 15. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego T-Mobile Nowe Horyzonty krytycy filmowi zrzeszeni w Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych przyznali trylogii prestiżową nagrodę FIPRESCI.