– daję 9 łapek!
Co wiem o Vincencie van Goghu przed seansem? Że pochodził z Holandii, jego twórczość zalicza się do postimpresjonistycznej, odciął sobie ucho, zmarł przed czterdziestką. Pamiętam kilka odsłon serii „Słoneczniki”, „Gwiaździstą noc”, „Autoportret” z 1889 roku i kilka innych obrazów, których tytułów nie znam. Wiem, że klepał biedę – za życia sprzedał tylko jeden obraz i uważano go za wariata.
Czego spodziewam się po seansie? Zapierającej dech w piersiach formy, którą okraszona jest nijaka fabuła albo nudny dokument fabularyzowany. Mylę się? I tak, i nie. Po wyjściu z kina jestem rozkochana w pięknym Vincencie i bardzo bym chciała, żeby sposób przedstawienia go w filmie był odbiciem rzeczywistości, a nie fantazją scenarzystów. Inspirację dla scenariusza stanowi m.in. 800 listów van Gogha, co przemawia za tym, żeby zaufać twórcom.
Duet reżyserski – Dorota Kobiela i Hugh Welchman – to małżeństwo, które połączyła m.in. fascynacja van Goghiem. „Dziesięć lat temu byłam malarką i początkującym reżyserem, w świecie filmu praktycznie nikim” – mówi reżyserka. – „To właśnie wtedy wymyśliłam sobie, żeby zrobić siedmiominutowy film o Vincencie van Goghu, który pokaże artystę poprzez jego obrazy”.
Para pragnie zarażać miłością do malarza. Udaje się to celująco! 8 łapek dla całościowego efektu końcowego i łapka ekstra za pierwsze w historii kina malarskie arcydzieło na ekranie.
Minął już rok, odkąd Vincent van Gogh zmarł w wyniku postrzelenia. Nagle okazuje się, że pozostawił po sobie niedostarczony nigdy list do ukochanego brata. Zaprzyjaźniony z malarzem listonosz Joseph Roulin prosi swojego syna, by osobiście wręczył go adresatowi.
Armand Roulin nie widzi sensu w zajmowaniu się korespondencją martwego szaleńca. Jednak niechętnie podejmuje wyzwanie i rusza do Paryża. Tam okazuje się, że Theo van Gogh zmarł niedługo po swoim starszym bracie. Armand mógłby wrócić do domu i zwrócić list ojcu, ale zostaje zaintrygowany zasłyszanymi w stolicy opowieściami o relacji braci van Gogh i roli, jaką odegrał w ich życiu doktor Paul Gachet. Roulin postanawia złożyć kolejną wizytę.
Twórcy celowo na głównego bohatera filmu wybrali kogoś, kto nie był związany emocjonalnie z van Goghiem. Chcieli, by z czasem mógł on „zostać wciągnięty w tajemnicę i magię świata Vincenta oraz tragedię jego przedwczesnej śmierci”. Tak jak my – widzowie.
Cały film to intrygujące śledztwo dociekliwego Armanda. Chłopak krąży od osoby do osoby i – niczym w fabularnej grze komputerowej – otrzymuje kolejne wskazówki. Ale wnioski z nich wysnute okazują się być sprzeczne.
Roulin zatrzymuje się w Auvers-sur-Oise, gdzie van Gogh spędził ostatnie chwile swojego życia. Poznaje wspomnienia i domysły dziewczyny z gospody, w której mieszkał malarz; miejscowych chłopa, wioślarza i żandarma; córki doktora Gacheta oraz jego gospodyni. Ale spotkanie z samym lekarzem długo nie dochodzi do skutku…
Czy moje oczekiwania względem seansu zostały spełnione? Myliłam się sądząc, że nietuzinkowa forma ma przyćmić niedociągnięcia fabuły. „Twój Vincent” to wciągająca historia o smutku i pasji. Zajmujący kryminał, który obok zagadki usytuował wątki melancholijno-refleksyjne. Film robiłby wrażenie także, gdyby zachował zwykłą formę aktorską.
Tymczasem zrealizowano go na dwa sposoby – wędrówka Armanda przedstawiona jest przez intensywnie kolorowe obrazy, a retrospekcje znających Vincenta ujęto w szokująco precyzyjnych i dbających o detale czarno-białych kadrach. Byłam pewna, że to zdjęcia – nie obrazy! Nie zawodzą także dubbing i realizacja dźwięku. Bardzo podobała mi się kompozycja głosów drugiego planu.
Aparycja animowanych bohaterów filmu jest inspirowana rzeczywistym wyglądem autentycznych postaci. W produkcję wkomponowano 125 obrazów van Gogha. Charakteryzowano aktorów na ludzi, których malarz portretował. Kostiumografka Dorota Roqueplo nie pozwoliła na taryfę ulgową – już na tym etapie każdy detal był maksymalnie dopracowany, choć od razu wiadomo było, że kadry aktorskie i tak będą przemalowywane.
Poniższe kolaże przedstawiają kolejno: ucharakteryzowanego aktora, będący inspiracją dla animacji oryginalny obraz van Gogha oraz kadr z filmu, czyli obraz powstały na bazie zdjęć z wersji aktorskiej.
Możecie zobaczyć także fotosy z planu, który podzielono pomiędzy Wrocław i Londyn.
W polskich i greckich studiach malarskich pracowało 125 profesjonalnych malarzy z 20 krajów. Na 95 minut filmu składa się 65 000 (sic!) obrazów olejnych!
„Policzyłam wszystkie moje sceny, które są porozrzucane po całym filmie – 38 sekund z całości to moje dzieło. A że na sekundę składa się 12 klatek, namalowałam 456 obrazów” – mówi Karolina Belczyk.
„Loving Vincent” – tak van Gogh podpisywał swoje listy do bliskich. Dzięki tytułowi, prawdziwym cytatom i staranności, z jaką twórcy próbują odtworzyć myśli i emocje malarza – staje się on dla widza kimś bliskim. To po prostu Vincent. Ciepła i życzliwa osoba, którą podziwiam i której mi żal.
Przestudiowanych 40 publikacji o malarzu, odwiedzonych 19 muzeów z jego pracami, stworzonych 5 wersji scenariusza – po ośmiu latach przygotowań i realizacji ogromny zespół zdeterminowanych ludzi z pasją stworzył arcydzieło jedyne w swoim rodzaju.
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]