– daję 7 łapek!
Koreański film katastroficzny o zabarwieniu psychologicznym. Tego u mnie jeszcze nie grali. Szkoda – dużo traciłam!
Tytułowy wąski tunel to miejsce, w którym może wydarzyć się więcej niż na wolnej przestrzeni o powierzchni setek kilometrów kwadratowych. Walka o nadzieję, życie i człowieczeństwo.
Pierwsze sceny zdają się być niczym wyjęte z europejskiego czy amerykańskiego serialu obyczajowego. Jeong-soo (Jung-woo Ha) opuszcza właśnie stację benzynową. Zatankował do pełna, kupił dwie butelki wody – rusza dalej.
Nie trwoni czasu, jest wielofunkcyjny. Podczas podróży załatwia interesy. Podjadając frytki z fast foodu, zdalnie sprzedaje przez telefon kolejne samochody. Dzwoni też do żony. Relacjonuje, że kupił ciasto urodzinowe dla ich córki i niedługo będzie w domu. Ignoruje prośbę GPSa o ostrożną jazdę z powodu zbliżającego się tunelu. W głowie dalej mu spotkania biznesowe, kontrakty, pieniądze.
Jego uwagę od pracy odciągają gasnące światła. Konstrukcja tunelu niepokojąco trzeszczy. Pojawiają się pierwsze pęknięcia. Naraz skały zwalają się na piękne auto biznesmena.
Podobne ujęcia wymagają starannego dopieszczenia technicznego. Tutaj realizacja jest nienaganna. Kadry makro szczegółowo ukazują pył na palcach i twarzy Koreańczyka. Ograniczona widoczność, tabuny kurzu, niemożność ruchu. Popękane lusterko, na którym jeszcze widać przyklejone zdjęcie ukochanej córki.
Bardzo podobał mi się sposób budowania postaci wierny rzeczywistości. Jeong-soo zostaje wystawiony na próbę – zarówno swojej odporności psychicznej i wiary w szczęśliwy finał, jak i człowieczeństwa. Rysują się przed nim poważne dylematy moralne, których nie sposób przeskoczyć bez trudności. Scenariusz nie wykreował go przez użycie jedynie białych i czarnych barw.
Także dowodzący akcją ratunkową nie jest przerysowany. To ani pożałowania godna gapa, ani superbohater z amerykańskich filmów akcji. Ot człowiek, znający się na swoim fachu. Profesjonalny, ale też ulegający emocjom. Niepewny słuszności swoich działań, błądzący. Przy tym bardzo empatyczny, zatroskany losem uwięzionego w tunelu.
„Tunel” to dwa równoległe światy. Ten na zewnątrz, w którym więzień własnego samochodu jest sensacją medialną oraz ten pośród skał, o wiele bardziej rozpaczliwy. Dziennikarze prześcigają się w przekazywaniu kolejnych newsów o Jeong-soo, żerują na jego tragedii. Dochodzi do transmisji na żywo wywiadu z uwięzionym czy posyłania dziesiątek dronów ku czeluściom tunelu.
Tymczasem wewnątrz toczy się walka o każdą kroplę wody. O ziarenka psiej karmy, możliwość wyprostowania kończyn, cokolwiek do ochrony przed zimnem.
Koreański obraz przywiódł mi na myśl polską literaturę wojenną – pojęcie reifikacji człowieka i brutalne przewartościowanie. Co jest w stanie poświęcić jednostka, by przetrwać? Jak powinno definiować się pojęcie „człowieczeństwo”? Co zwalnia nas z empatii i co usprawiedliwia utratę zdrowego rozsądku? Należy potępiać człowieka, dla którego życie własne jest cenniejsze od cudzego? A czy postępowanie odwrotne czyni z kogoś bohatera? Mamy prawo ryzykować zdrowie obcych, chcąc ratując ukochaną osobę?
„Tunel” bardzo mnie poruszył. Cała Korea Południowa skupia się na historii jednego człowieka, czyniąc z niego celebrytę, choć pod gruzami uwięzione są trzy istoty. Ile warte jest życie? Człowiek czy jaszczurka? A pies? Życie za życie? Czy ktokolwiek może być wart tego, żeby inni za niego ginęli? Wyciągnięcie z piekła wojny tytułowego szeregowca Ryana z amerykańskiego hitu z Tomem Hanksem było tak ważnym krokiem propagandowym, że miało przyzwolenie na pochłonięcie kilku innych istnień. Dlaczego? Kto ma prawo o tym decydować?
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]