– daję 8 łapek!
Tytułowy Toni Erdmann to alter ego Winfrieda Conradi – podstarzałego nauczyciela muzyki, który – czego nie jest w stanie powiedzieć wprost – wyrazi najbardziej jak tylko można okrężnie, ale ostatecznie wyrazi!
Niemiecki film zdaje się przyciągać kolejne nagrody jak magnes. Zdobywa uznanie nie tylko krytyków, ale też widzów, którzy podczas seansu pękają ze śmiechu lub płaczą ze wzruszenia. Takiego kina wciąż nam mało!
Poznajemy Winfrieda (Peter Simonischek), kiedy niekompletnie odziany staje w progu, by wysłuchać przybyłego z przesyłką kuriera. Jego brat tłumaczy zdezorientowanemu posłańcowi, że Winfried dopiero co wyszedł z więzienia. „Siedział za wysyłanie bomb w paczkach pocztowych, a wczoraj zjadł psią karmę”. Jeszcze nie wiemy, czego się spodziewać.
Za nieprzewidywalnego ma Winfrieda także jego córka Ines (Sandra Hüller). Młoda Niemka właśnie przyjechała w odwiedziny do domu rodzinnego. Droga garsonka, włosy elegancko upięte, nienaganny makijaż. To kobieta sukcesu. Wszyscy są z niej dumni, z uśmiechem poklepują ją po plecach. Jesteśmy świadkami przesłodzonej wzajemnej kurtuazji.
Spotkanie Winfrieda i Ines jest raczej chłodne. Mężczyzna ma w zwyczaju zachowywać się niepoprawnie, zaliczać gafę za gafą. I tym razem nie odnajduje się w sytuacji i szybko opuszcza imprezę urodzinową córki.
Jedynym powiernikiem Winfrieda jest stary wierny pies. Uwagę: „Dlaczego go nie uśpisz? Tylko cierpi” – mężczyzna kwituje: „Ciebie też nie usypiam”. W końcu po nieuchronnej utracie swojego czworonożnego przyjaciela, Winfried – nie wiedząc, co ze sobą zrobić – postanawia złożyć córce niezapowiedzianą wizytę.
Ines pracuje w Bukareszcie jako strateg korporacyjny. Ciąży na niej duża odpowiedzialność, ale zdaje się mieć nad wszystkim kontrolę. Dostrzegalne jest jednak, że kosztuje ją to dużo nerwów. Spotkania biznesowe, prezentacje projektów, negocjowanie kontraktów. Jeden fałszywy ruch i osiągnięta z trudem pozycja może obrócić się wniwecz.
Nietrudno więc wyobrazić sobie reakcję Ines, gdy Winfried – przystroiwszy się w bordową perukę i wydatne sztuczne zęby – przedstawia się znajomym córki jako biznesmen Toni Erdmann, po czym nie odstępuje młodej Niemki na krok.
Film trwa prawie trzy godziny, ale widz nie ma czasu na nudę. Próbujemy zgłębić mechanizmy relacji łączącej ojca i córkę. Jak układało się między nimi wcześniej? Skąd obecny stan rzeczy? Czy tak naprawdę którekolwiek z nich chce jakiejkolwiek zmiany? Kto wyciąga rękę, kto robi krok do przodu? Oglądający przyłapuje się na tym, że ma wobec bohaterów oczekiwania, które sam niekoniecznie spełniłby z łatwością. Obraz może stanowić zabawne studium psychologiczne.
„Toni Erdmann” to niesamowity film, który obudził we mnie wachlarz emocji. Tak umiejętnego połączenia smacznego humoru i nienachalnego moralizowania dawno w kinie nie zaznałam. Cała sala raz po raz wybuchała śmiechem. Czy inni widzowie także płakali? Nie wiem, może przy tych kilku wzruszających scenach ocierali łzy równie dyskretnie co ja.
Produkcja niemieckiej reżyserki miała szansę m.in. na Złotą Palmę. W Cannes Maren Ade zdobyła Nagrodę Międzynarodowej Federacji Krytyki Filmowej, a na Tofifeście Grand Prix w głównym konkursie. „Toni Erdmann” zawładnął też nominacjami do europejskiego Oscara – w grudniu dowiemy się, czy zdobędzie wszystkie spośród pięciu możliwych statuetek Europejskiej Nagrody Filmowej.