-daję 6 łapek!
Zaczyna się świetnie. Samuel L. Jackson wprowadza nas do opowiadanej historii. Z ironicznym zacięciem puentuje ekranowe zdarzenia, poszukując bohatera godnego filmowej uwagi. Przedstawia najważniejsze postaci, humorystycznie puentuje tragiczne zdarzenia, by nagle, niespodziewanie zniknąć i zmienić całą wymowę To właśnie życie. Dan Fogelman (twórca serialu Tacy jesteśmy) nie chce być zabawny. Daleko mu do komedii. To film o krętych ścieżkach losu. Nigdy nie można przewidzieć, dokąd zaprowadzą.
To właśnie życie przybiera nieco nowelkową formę. Cztery rozdziały portretują różnych bohaterów, ale ich życie jest ze sobą połączone. Wydarzenia u jednych zmieniają ścieżki drugich i choć akcja rozgrywa się na dwóch różnych kontynentach los bohaterów jest ze sobą ściśle związany. Na początku poznajemy Abby (Olivia Wilde) i Willa (Oscar Isaac). Szczęśliwi i zakochani spodziewają się dziecka. Piękny obraz miłości i wzajemnego zaufania zostaje zniszczony przez tragiczny wypadek, który kładzie się cieniem na przyszłości kolejnego pokolenia. Opowieść o demonicznym zmaganiu się z traumą i próbach radzenia sobie z rzeczywistością niesie w sobie nie tylko wielkie pokłady smutku, ale zadziorność okraszoną humorystycznymi akcentami.
Każda kolejna historia traci na wyrazistości i coraz bardziej przypomina smutne opowiadania Paulo Coelho. Życie wiedzie nas krętymi drogami. Co nas nie zabije, to nas wzmocni. Szczęście czai się tuż za rogiem. A narrator nigdy nie jest w pełni wiarygodny, bo sam posiada ograniczoną wiedzę o przedstawianym świecie. Fogelman mistrzowsko buduje nastrój pełen nostalgii i podniosłej atmosfery oczekiwania na wypełnienie się przeznaczenia, ale udaje mu się uciec od banalnych klisz. Jego film to rodzinna saga zainspirowana albumem Boba Dylana Time Out Of Mind, dlatego muzyka artysty silnie przeplata się z losami bohaterów.
To właśnie życie nie jest filmem idealnym. Trudno oczekiwać wzniosłych tez i odkrywczych zdarzeń, a z każdą sceną zatapiamy się coraz bardziej w melancholii. Ale to nastrojowość jest największym atutem produkcji Fogelmana. Gdyby udało mu się zachować humorystyczną równowagę z pierwszego rozdziału, całość potrafiłaby nieustannie zaskakiwać i utrzymywać niegasnącą uwagę. Finalnie film traci nieco tempa, ale wciąż przyciąga intrygującymi bohaterami.