– daję 6 łapek!
Niechże rzeczona ilość łapek Was nie zraża ani też zbytnio nie zachęca. Moja subiektywna ocena wynika z mojego widzimisię – ale jak najrzetelniej spróbuję Wam przedstawić klimat produkcji. Sami zdecydujecie, czy podejmiecie się dziewięciokwadransowego seansu.
„To” już od pierwszych kadrów cieszy nienagannymi zdjęciami, co pozwala wykluczyć zakwalifikowanie obrazu do horrorów klasy B. W końcu budżet o wartości trzydziestu pięciu milionów dolarów to dobry punkt wyjścia do zadbania o techniczną stronę filmu. Jednak w ciągu dwóch godzin wszystko wielokrotnie tak bardzo się zmienia, że trudno o jakąkolwiek precyzyjną kwalifikację produkcji.
Bill (Jaeden Lieberher) składa łódkę z papieru i podaje ją młodszemu bratu. Georgie (Jackson Robert Scott) w podskokach wybiega z domu, by wypróbować nową zabawkę. Niestraszny mu ulewny deszcz – uzbrojony w jaskrawy płaszczyk i kalosze podąża za płynącą wzdłuż jezdni łódką.
W pewnym momencie papierowe zawiniątko wpada do kanału. Georgie kuca, nachyla się nad otworem… Wtem z ciemności wyłaniają się złowrogie oczy, które okazują się należeć do ukrywającego się w kanałach klauna.
Już na początku film zaskoczył mnie dwoma elementami. Primo – nie spodziewałam się od razu zobaczyć jak klaun odgryza dzieciakowi rękę, po czym ten czołga się w kałuży z krwawiącym kikutem. Zaczęto brutalnie i karykaturalnie – i takie środki wyrazu są wykorzystywane w ciągu całej produkcji.
Secundo – w filmie brakuje umożliwienia widzowi samodzielnego gromadzenia poszlak i wyciągania wniosków. „To” nie jest zagadką. Odzierając z tajemnicy przyczynę licznych zaginięć dzieci w miasteczku już w pierwszej scenie, twórcy pozbawiają nas przyjemności uczestniczenia w grze. Fabuła staje się płaska i nie angażuje.
Także dla postaci z książki na ekranie nie starczyło już czasu. Są schematyczne – każdą definiuje jej strach, którym może żywić się klaun.
Kolejne segmenty nawarstwiają nieścisłości fabularne. Chaos pojawiający się na ekranie naprzemiennie bawi i irytuje. Nieliczne straszne elementy to te, które bazują na schemacie nagłego wyskoczenia czegoś zza rogu. Nie ma napięcia, a przez wspomniany brak zagadki – nie myślimy, a jedynie czekamy na rozwiązanie. Może być zerojedynkowe – dzieciakom uda się pokonać krwiożerczego klauna albo nie.
Chociaż śledztwo jednego z chłopców – mola książkowego Bena (Jeremy Ray Taylor) – próbuje nadać istnieniu i polowaniom klauna jakiś sens, to wypada to niewiarygodnie. Wycinki z gazet, stare ryciny i mroczne opowieści nie składają biegu wydarzeń w logiczną całość.
„To” meandruje pomiędzy przeróżnymi nastrojami. Poprzez naiwny romans od grozy przechodzi w komizm okraszony figlarną muzyczką. Momentami film wydawał mi się tak kiczowaty, że nie widziałam już dla niego ratunku. Moją subiektywną czarę goryczy przepełniła kropla w postaci sceny, w której dzieci zaczęły ochoczo obrzucać się kamieniami.
W pewnym momencie zaczęłam jednak czerpać przyjemność z pojawiających się kolejno na ekranie absurdów. Choć trudno mi nazwać horrorem produkcję, na której widzowie zgromadzeni w sali raz po raz się zaśmiewali, to seans tej hybrydy uważam za niezły, co pozwala mi na przyznanie owych sześciu łapek.
Mocne punkty kolejnej ekranizacji powieści Stephena Kinga to zdjęcia, montaż, scenografia, dźwięk (miałam okazję widzieć film podczas uroczystego otwarcia pierwszego w Warszawie kina Cinema City z rewolucyjnym system dźwiękowym Dolby Atmos), zabawne dialogi i obsada. Młodzi aktorzy brylują na ekranie! Oprócz wyżej wspomnianych profesjonalizmem wykazują się Sophia Lillis, Finn Wolfhard, Chosen Jacobs, Jack Grazer, Wyatt Oleff. Z kolei Bill Skarsgård jako klaun Pennywise próbuje hipnotyzować oczami, ale postać ta nie budzi ani strachu ani fascynacji.
Nauka mająca płynąć z ekranu jest bardzo prosta. Wprost wykładane są widzowi na talerzu aforyzmy o konieczności stawienia czoła własnym lękom. Fobie żywią się naszymi obawami. Poprzez strach sami sobie szkodzimy. Tylko przezwyciężając go możemy uratować siebie i innych.
Morał może i celny, ale przeznaczony dla zupełnie innej grupy wiekowej niż dorosły widz. Książka Kinga cieszy się uznaniem wśród czytelników, ale tym razem przeniesiona na ekran niestety budziła u mnie nie tylko rozbawienie, ale też zażenowanie.
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]