The Square to kino piekielnie inteligentne, wielopoziomowe, metaforyczne, ale też boleśnie dosadne w swej satyrze na sztukę, państwo opiekuńcze i męskość XXI w. Ruben Östlund poszerza pole swojego zainteresowania, wykraczając poza bezpieczną przestrzeń tytułowego kwadratu. Turysta ze swym krytyczny spojrzeniem na upadający świat patriarchatu bawił się ironią i groteską, z niezwykłą precyzją wymierzając ciosy swoim bohaterom. Tym razem jest podobnie, ale mniej kameralnie, bez dusznej atmosfery, za to z zabójczym humorem.
Christian (Claes Bang) to przedstawiciel bogatej części społeczeństwa, której pieniądze (a szczególnie ich brak) nie spędzają snu z powiek. Jest dyrektorem Muzeum Sztuki Współczesnej i z zaangażowaniem oraz lekką nonszalancją podchodzi do swoich obowiązków. To przedstawiciel władzy, siły i sukcesu. Samiec alfa, który swoje ja buduje za sprawą posiadanych przedmiotów i zajmowanego stanowiska. Łamacz kobiecych serc o nieodpartym uroku jest po rozwodzie i z ojcowską troską zajmuje się dwiema córkami. Chodzący ideał? Manifestacja siły i niepokoju. Pozbawiony atrybutów władzy staje się bezbronny – szczególnie w bezpośredniej konfrontacji z krytycyzmem i kobiecą siłą.
Östlund jawi się jako mistrz filmowej inscenizacji, kiedy niby banalne sceny stają się wymownym komentarzem do otaczającej rzeczywistości. Zamknięte mini etiudy podszyte są absurdem, który umiejętnie puentuje zachowanie ludzi. Szwedzki reżyser skupia się na paradoksach rządzących sztuką, ale też na sprzecznościach kierujących Christianem. Pewnego zwykłego dnia mężczyzna zostaje okradziony podczas próby pomocy kobiecie w opresji. Po otrząśnięciu się z szoku pragnie odzyskać portfel i telefon. Niegotowy na bezpośrednią konfrontację, śledząc GPS swojej komórki, lokalizuje blok, w którym mieszka złodziej. W trzynastopiętrowym budynku w każdym mieszkaniu pozostawia list z groźbą – niby podejmuje działanie, ale wciąż pozostaje w bezpiecznej strefie komfortu. Podobnie bawi scena niezręcznego erotycznego uniesienia z zafascynowaną Christianem dziennikarką (Elisabeth Moss). W tle przemyka szympans, a po seksualnym uniesieniu kobieta dokonuje symbolicznej kastracji.
The Square przede wszystkim skupia się na tytułowym kwadracie, który pojawia się przed sztokholmskim muzeum. Zgodnie z manifestem artystki ma on być: miejscem wzajemnego zaufania i tolerancji. Przestrzeń – choć pierwszoplanowa – dość szybko zostaje przysłonięta przez rozszalałą machinę PRu i marketingu gotowego na radykalne ruchy i niebanalną promocję, aby przyciągnąć zblazowaną i znudzoną publiczność. Krytyka rzeczywistości sztuki współczesnej, którą pośrednio mogliśmy również obserwować u Toma Forda w Zwierzętach nocy, staje się integralną częścią świata wykreowanego przez Christiana. Nonszalanccy bogacze bezpiecznie moszczą się w przepychu i obojętności, dopóki nie zostaną wytrąceni z panującego statusu quo przez wymykający się kontroli performance Terry’ego Notary’ego. Półnagi z protezami u rąk zaprasza gości wystawnego bankietu na „wyprawę do dżungli”, w której testuje granice tolerancji i szuka punktu, od którego obojętność przerodzi się w działanie.
Reżyser Gry z dużym wyczuciem komponuje kadry, od hałasu przechodzi do niezręcznej ciszy. Z ironią obnaża obłudę zasad rządzących światem. A także paradoksy opiekuńczego państwa, którego polityka rozmija się z zachowaniem przeciętnych obywateli. The Square pokazuje, że nawet sztuka – a szczególnie tytułowy kwadrat – nie spełnia swojej roli w pędzącym, egoistycznym społeczeństwie. To filmowa perełka, która czerpie wiele z artystycznego nadęcia i abstrakcyjności sztuki współczesnej, ale nie wpada w przerost formy nad treścią.