Rodzicielstwo jeszcze nigdy nie było tak proste. Już od poczęcia oboje rodziców mogą doświadczać dziecka i budować z nim więź. Choć ta metoda nie jest dostępna dla wszystkim, a listy oczekiwania są długie, rewolucyjna ciąża poza macicą kobiety jest krokiem w świetlaną przyszłość równouprawnienia. The Pod Generation zabiera nas w podróż z czasie to rzeczywistości wypełnionej sztuczną inteligencją i hologramową naturą.
Sophie Barthes z dużą pieczołowitością buduje świat przyszłości. Futurystyczny Nowy Jork wygląda imponująco, zapewniając swoim mieszkańcom dostęp do najnowszej technologii. Rachel (Emilia Clarke) jest pracowniczką firmy technologicznej, która mocno skupia się na wykonywaniu powierzonych jej zadań. Zdeterminowana i analityczna doskonale odnajduje się w nowej rzeczywistości. Alvy (Chiwetel Ejiofor) tęsknym wzrokiem spogląda na naturę i pragnie z nią prawdziwego kontaktu w oderwaniu od sztucznej inteligencji, która wypełnia codzienne życie. Para pragnie wspólnie wychować dziecko, choć na drodze do szczęśliwego rodzinnego życia staje trudna decyzja – naturalna ciąża i poród czy rozwój dziecka w zewnętrznym kokonie zaprojektowanym przez Womb Center. Decydują się za przejściem z duchem czasu – futurystyczne jajeczko zostaje wypełnione zarodkiem i rozpoczyna się wielkie oczekiwanie na narodziny potomka.
Przeczytaj także: Fair Play
The Pod Generation jest świetnym i intrygującym konceptem, w którym doświadczenie rodzicielstwa zostaje zrównane przez jednakowy dostęp do rozwijającego się dziecka. Oboje rodziców może pielęgnować rozwijający się płód, spędzać z nim czas, karmić i dostarczać bodźców. Każdy z nich inaczej doświadcza tego początkowego okresu. W tym poznawaniu się i budowaniu relacji miała tkwić magia opowieści Barthes, ale nie wystarczy zajmujący pomysł, by całość nabrała rumieńców. Brak wyraźnych zwrotów akcji i wciągających punktów fabularnych sprawia, że całość wydaje się banalna i płaska. Co prawda znajdzie się kilka zabawnych momentów – należą do nich scena zapłodnienia czy tulenie drzew, jednak to za mało, by zaangażować się w problemy bohaterów.
Clarke i Eijgor robią, co mogą, by w zajmujący sposób opowiedzieć o swoich postaciach. Barthes wprowadza zabawną zamianę ról, śmieje się ze stereotypów związanych z ciążą (burza hormonów, problemy z pamięcią czy płakanie na banalnych programach telewizyjnych). Wszystkie emocje, które do tej pory były zarezerwowane dla kobiety, wprowadza do męskiego świata. Nie ma w tym jednak nic odkrywczego, a momentami ociera się o niezamierzoną groteskę.
The Pod Generation próbuje być satyrą na ciągły progres, punktuje oderwanie człowieka od natury i daje prztyczka w nos wszystkim, którzy w sztucznej inteligencji upatrują przyszłości świata. Niestety język Barthes nie jest zbyt kąśliwy, a rozciągnięta akcja zaczyna nużyć. Zabrakło w tej historii wyrazistych punktów i obietnicy, że gdzieś za rogiem czai się jakiś zwrot akcji. Nawet wtedy gdy bohaterowie dowiadują się, że tak naprawdę dziecko nie jest ich własnością do czasu porodu ze względu na fakt, że znajduje się w kokonie, który tylko wypożyczają na czas ciąży. Aż korci, by skręcić w stronę thrillera, by pobawić się oczekiwaniami widzów. Tymczasem amerykańska reżyserka podąża znaną i bezpieczną ścieżką.
Przeczytaj także: Magazine Dreams
Ten film z czułością spogląda na naturę, z humorem podchodzi do całego procesu oczekiwania na dziecko. Wszystko wydaje się na właściwym miejscu, a jednak całość wydaje się programem, któremu zabrakło kluczowego kodu. The Pod Generation jest płaskie emocjonalnie, momentami nudne i rozczarowuje banalnym zakończeniem. Scenografia, kostiumy i dobre aktorstwo sprawiły, że oczekiwania były dużo większe. Zmarnowany potencjał.
daję 4 łapki!