– daję 8 łapek!
Paolo Genovese rozłożył tysiące odbiorców na łopatki swoim ostatnim dramatem psychologicznym o humorystycznym zabarwieniu – „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie”. W kolejnej produkcji ponownie stosuje paradoks przedstawienia jednego miejsca i wielu historii.
Gdzieś na skrzyżowaniu szerokich ulic znajduje się niewielki lokal. Można w nim zjeść śniadanie, wypić kawę… I zmienić swoje życie.
Dwa szare stoliki, cztery krzesła z zielonym obiciem. Na blacie serwetnik, menu i gruby notes. Elegancko ubrany mężczyzna (Valerio Mastandrea) o nieodgadnionym wyrazie twarzy przesiaduje w restauracji nazwanej „the place” całe dnie. Wydaje się być arogancki i władczy, ale momentami z jego oczu wyzierają smutek, poczucie samotności i zmęczenie.
Do tajemniczego człowieka przysiada się inny i oświadcza, że wykonał już swoje zadanie. Dopuścił się pobicia, za co mężczyzna z notesem obiecał mu odszukanie pieniędzy. Z każdym wypowiadanym przez bohaterów zdaniem pojawiają się w głowie widza nowe pytania.
Film jednak nie pozostaje jedną wielką zagadką na długo, co niektórzy odbiorcy wskazują jako zarzut. Szybko domyślamy się powielanego w „the place” mechanizmu, ale na moje zaangażowanie nie miało to wpływu. Obraz pozostaje intrygujący do ostatniej minuty.
Tajemniczy mężczyzna zawiera niemoralne umowy z kolejnymi interesantami. Przeróżni ludzie, odwiedzający bar, mówią mu, o czym marzą. Ozdrowienie, uroda, miłość. Każdy z nich otrzymuje zadanie. Starsza kobieta ma podłożyć bombę w popularnym miejscu, by odzyskać męża, chorującego na Alzheimera. Młoda zakonnica znów poczuje Boga, kiedy zajdzie w ciążę. Niewidomy mężczyzna odzyska wzrok, jeśli zgwałci kobietę.
Bohaterowie nie zachowują się szablonowo. Nie każdy toczy etyczną walkę z samym sobą. Miewają mniejsze i większe wątpliwości, niektórzy żadnych. Jedni pragną się wycofać i zrezygnować z obiecanego szczęścia, innym nic zdaje się nie móc stanąć na drodze.
Produkcja jest świetnie poprowadzona. Włoski reżyser znowu pokazał swój mocny warsztat. Bardzo dobre dialogi osadzone są w rzeczywistości wykreowanej poprzez nienaganne scenografię, zdjęcia i montaż.
Genovese ponownie zaprosił do współpracy lubianych przez siebie aktorów, takich jak np. Alba Rohrwacher czy Marco Giallini. Cała obsada zagrała bez zarzutu, a każdy z bohaterów czymś intrygował.
„The Place” przywodzi na myśl „The Box” z Cameron Diaz. Ile jesteśmy w stanie zrobić w imię własnego szczęścia? Jak okrutni możemy się okazać? Dlaczego nasze marzenia mają być warte czyjegoś życia? Jak absurdalne jest to, że nie przeszkadza nam cierpienie drugiej osoby, jeśli tylko jest to ktoś nam obcy?
Twórcy grają z nami w kotka i myszkę. Pozwalają na osądzanie bohaterów nim przychodzą refleksje odnośnie naszego własnego sumienia. Może w każdym z nas śpią na tyle potężne pokłady okrucieństwa, że nie byłoby dla nas oczywistym odmówienie zawarcia niemoralnej umowy. Jak mówi jedna z bohaterek – szczęśliwi ci, którzy nie musieli stanąć przed takim wyborem.
Emocje malowane na twarzy mężczyzny z notesem przypomniały mi od wieków powtarzane przez masy pytanie: „Dlaczego miłosierny i wszechmogący Bóg pozwala na zło na świecie?”. A dlaczego my sobie na nie pozwalamy?
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]