-daję 7 łapek!
Bonnie i Clyde rozpalali wyobraźnię amerykańskiego społeczeństwa. Ostatni sprawiedliwi, którzy odbierali bogatym i żądani sprawiedliwości. Zbrodniarze posiadający miłość i wsparcie tłumy. Bezwzględni mordercy, za którymi w pościg wyruszyli najodważniejsi policjanci. The Highwaymen skupia się na tej mniej znanej i pozornie mniej atrakcyjnie części mitu o mordercach – szeryfach, łowcach głów i strażnikach Teksasu ścigających zbrodniarzy.
Frank Hamer (Kevin Costner) i Maney Gault (Woody Harrelson) są stróżami prawa. Z bronią w dłoni i determinacją nie poddają się przed rozwiązaniem sprawy. I choć od lat nie zajmowali się ściganiem przestępców, gubernator Ma Ferguson (Kathy Bates), która czuje się bezsilna wobec przemocy szerzonej przez Bonnie i Clyde’a, postanawia powierzyć im niebezpieczną misję. Dawni partnerzy ponownie stają ramię w ramię i rozpoczynają trudną wędrówkę. John Lee Hancock spogląda na dwójkę mężczyzn, którzy ponownie zyskują cel w życiu, ale nie podejmują się zadania z nieskrywaną radością.
The Highwaymen nie jest filmem o ściganych i ścigających, choć zawiera w sobie elementy kryminału. Hancock stworzył przede wszystkim buddy movie opatulony aurą westernu. Costner i Harrelson zamieniają siodła na niewygodne fotele samochodu i niczym nieustraszeni kowboje przemierzają południowe stany w poszukiwaniu morderców. Zdeterminowani i pełni ambicji są przy tym parą uroczych przyjaciół, którzy niejedno razem przeszli. Znają swoje mocne i słabe strony, nie szczędzą sobie kąśliwych uwag, ale potrafią skutecznie współpracować. Costner dostaje fenomenalny materiał do zagrania i ponownie wchodzi w kowbojskie buty. Wraz z Harrelsonem tworzą przyciągającą ekranową chemię.
Wydawać by się mogło, że w tematyce stróżów prawa i pościgów powiedziano już wszystko. Co prawda Hancock nie tworzy odkrywczego filmu, nie wchodzi w nowy sposób prowadzenia narracji, a mimo The Highwaymen ma w sobie niebywale wciągającą energię. Współczesna produkcja zostaje otoczona aurą minionych czasów. Niespieszne tempo opowiadania i fenomenalnie dobrana muzyka Thomasa Newmana, która swoim brzmieniem odwołuje się do westernów, tworzy ciekawy klimat i nastroju.
Reżyser McImperium próbuje odmitologizować postaci uwielbianych zbrodniarzy. Nie gloryfikuje ich postępowania, ale pokazuje smutny koniec i nieuniknioną sprawiedliwość. Kontrastuje ich sylwetki z mężczyznami z krwi i kości, którzy mieli w sobie wiele wątpliwości, ale zawsze podążali za honorem. The Highwaymen daje też prztyczka niezdrowej fascynacji złem i mediom, które żywią się sensacją, tworząc zbrodniczych celebrytów. Netflix może dopisać do swojej listy kolejny udany film.