Xavier Dolan potrafi zaskakiwać. Nie lubi banalnych rozwiązań i przyzwyczaił nas do tego, że pełnymi garściami czerpie z popkultury, w przewrotny sposób wykorzystując znane motywy. W jego filmach od samego początku obecne są dwa wątki: relacje syna i matki oraz homoseksualizm. Nie inaczej jest w The Death and Life of John F. Donovan, choć kanadyjski reżyser rezygnuje z klasycznego opowiadania. To trzy opowieści, które są ze sobą silnie powiązane. Szkoda, że nie wszystkie wątki mają równie ważny sens, a całość przypomina nie do końca udaną próbę montażu.
Dobrze wiemy, że Dolan miał problemy z ukończeniem tego filmu. Wielkie plany, Hollywoodzkie nazwiska i ambitna historia przerosły młodego twórcę, który finalnie zdecydował się na spore cięcia i pozbywanie się kolejnych wątków. Wszystkie te problemy widać w finalnym kształcie filmu. Coś, co sprawdziłoby się idealnie jako opowieść o blaskach i cieniach kariery, staje się historią upadku, niespełnionej przyjaźni i dziwnej dziennikarskiej fascynacji. Dolan rozmienia się na drobne. Kręci się w koło i potyka o własne ambicje.The Death and Life of John F. Donovan nie jest dojmującą porażką, ale wyraźnie widać zagubienie reżysera i brak konsekwencji w grze aktorów.
John F. Donovan (Kit Harington) miał przed sobą dobrze zapowiadającą się karierę futbolisty. Niestety kontuzja zmusiła go do weryfikacji planów i w ten sposób trafił na plan serialu. Kariera aktorka rozwija się po jego myśli. Zyskuje rzeszę fanów, uwagę mediów i coraz większe projekty. Jednak z każdym dniem traci cząstkę siebie, przybierając kolejne maski. Za dnia funkcjonuje jako heteroseksualny mężczyzna z kobietą u boku, a po nocach tęsknie wzdycha do przypadkowo poznanego mężczyzny. Tylko z bratem może być naprawdę szczery, odrywając się od blichtru i szalonego pędu pracy. Lekiem na jego samotność staje się korespondowanie z małym chłopcem zafascynowanym jego osobą. Rupert Turner (Jacob Tremblay) zyskuje upragnionego przyjaciela i inspirację na całe życie. Kontakt z aktorem zdeterminuje całe jego przyszłe życie
Dolan rozpoczyna swoją filmową opowieść od wywiadu brytyjskiej dziennikarki (Thandie Newton) z dorosłym Turnerem (Ben Schnetzer), który – dzięki doświadczeniom z dzieciństwa – napisał książkę i stał się znanym aktorem. Sceptycznie nastawiona i pełna dystansu powoli zatapia się w opowieść Ruperta i w zbyt przerysowany sposób reaguje na jego pełne zapału przemowy. Dolan splata ze sobą trzy historie, ale tylko jedna ma sens i wymagałaby rozwinięcia. Donovan – jego lęki, samotność i pełna ciepła relacja z matką. To najlepszy z wątków tego filmu, reszta zdaje się przerywnikiem i aktorskim popisem.
Natalie Portman jako matka Ruperta jest chaotyczna, bezradna. Do tego podejmuje nie do końca racjonalne decyzje, trudno zrozumieć niektóre jej reakcje. Jacob Trembley znowu gra mądrego dzieciaka, który wie więcej niż otaczający go dorośli. Na ekranie jest pełen wdzięku i słodkiego uroku, ale trudno znaleźć uzasadnienie dla umiejętnego nawiązania kontaktu z amerykańskim aktorem, prowadzenie z nim korespondencji przez sześć lat (od piątego roku życia), a to wszystko pod okiem niczego nieświadomej matki. A do tego zbyt egzaltowana Thadie Newton, która w ciągu trwania wywiadu przechodzi niebywałą przemianę ze sceptycyzmu do niebywałej sympatii, a nawet fascynacji.
The Death and Life of John F. Donovan ma kilka dobrych pomysłów, ale nikną one w skrótach fabularnych i chaosie opowiadania. Pojawia się kilka scen, którym wyraźnie brakuje dopowiedzenia, a do tego muzyka – która do tej pory miała ogromne znaczenie w filmach Dolana – przestaje tak dobitnie rezonować. Ten film to niespełnione oczekiwania, zagubienie artystyczne i fabularny chaos. Dolan nie chciał pójść na łatwiznę, bał się banału, a szkoda, bo w prostocie opowieści tkwiłaby prawdziwa siła. Bolesne potknięcie cudownego dziecka.