The Crown zachwyca z każdym kolejnym sezonem. Perfekcyjnie dobrani aktorzy, zakulisowe sprawy dworu królewskiego i techniczna doskonałość. Trzeba przyznać, że to jeden z nielicznych seriali, na który wyczekuję z niecierpliwością. W końcu opowiadając o bajce, subtelnie obala wszelkie mity z nią związane. 

The Crown

Przeczytaj także: The Crown, sezon 3

4 sezon The Crown wywołał spore poruszenie na dworze, a zewsząd płyną doniesienia, że książę William nie jest zadowolony z tego, jak została przedstawiona relacja łącząca jego rodziców – księcia Karola i księżną Diana. I pewnie w tym sporze każdy ma sporo racji, w końcu odbiór zdarzeń i ludzi w dużej mierze zależy od osobistego i emocjonalnego zaangażowania. A księżna Diana budziła ogromne emocje nie tylko na dworze, ale wśród prasy i zwykłych obywateli. Jednak ten wątek nie dominuje w czwartej odsłonie. Na równie wielką uwagę zasługuje relacja królowej Elżbiety z premier Margaret Thatcher oraz zmagania księżniczki Małgorzaty z własnymi i rodzinnymi demonami. 

Spośród wielu barwnych bohaterów na pierwszy plan wysuwa się ten niewidoczny i cichy: OBOWIĄZEK. W The Crown dużo mówi się o powinnościach wobec państwa, poddanych i korony. Twórcy pokazują wyrzeczenia, a także specyficzne pojmowanie służby, które każe odłożyć na bok sentymenty, uczucia i emocjonalne zawirowania. W tym świecie ludzkie oblicze powinno być schowane za bajkowym wyobrażeniem monarchii. Kiedy spojrzymy za mury pałacu Buckingham, zobaczymy rodzinę pełną nieszczęśliwych ludzi, który nawet nie potrafią ze sobą rozmawiać. W tym ludzkim portrecie tkwi największa moc serialu. 

The Crown

Przeczytaj także: Rebeka

Odcinki z 4 sezonu są mniej bajkowe niż poprzednie. Do świata The Crown wkracza realizm i burzliwe lata 80. W tej serii zobaczymy zamach IRA na lorda Mountbattena, wybuch wojny o Falklandy, szalejące słupki bezrobocia, spotkanie Wspólnoty Narodów, która mówi „nie” polityce apartheidu w RPA, a także Michaela Fagana wkradającego się do sypialni królowej. Twórca i scenarzysta Peter Morgan świetnie miesza ze sobą historyczne fakty i spekulacje, podkręcając tylko i tak już gorącą atmosferę. I choć dzieje się dużo, wciąż w centrum znajdują się ludzie i ich problemy. 

Na scenę wchodzą: Emma Corrin jako Diana oraz Gillian Anderson jako Margaret Thatcher. Z ekranu lecą iskry i trudno oderwać wzrok od tak hipnotycznych występów. Corrin dostaje świetny materiał do grania i mierzy się przy tym z utrwalonym w popkulturze wizerunkiem Lady D. Twórcy spoglądają na Dianę w wyjątkowym momencie, kiedy przestaje być naiwną nastolatką zapatrzoną w księcia Karola, a wchodzi na drogę dojrzałości. Powoli staje się księżną kochaną przez tłumy. Miłość miesza się tutaj z nienawiścią własnego męża. Otoczenie przez tłum z samotnością i zmaganiami z problemami psychicznymi (bulimią). 

The Crown

Przeczytaj także: Proces Siódemki z Chicago

Z kolei Gillian Anderson na nowo odkrywa przed nami Żelazną Damę. To aktorski tour de force Amerykanki, która dość mocno jednak kojarzy się z Anglią. Anderson perfekcyjnie wciela się w kobietę zdecydowaną, surową i zdeterminowaną w swoich działaniach. Jest lekko przykurczona, w ciągłym napięciu, jakby w nieustannej gotowości do ataku lub obrony. Wciąż uważna i skupiona na misji, jaką jest dla niej rządzenie Wielką Brytanią. Ona ma swoją wizję i zrobi wszystko, by wcielić ją w życie. Jest w niej coś demonicznego i przerażającego, a jednocześnie ujmującego, kiedy spojrzy się na jej otoczenie czy stawiane jej wymagania. Anderson doskonale dawkuje emocji, dlatego kiedy pojawiają się w jej oczach, uderzają z jeszcze większą mocą.

The Crown

Przeczytaj także: Ratched

The Crown powraca w wielkim stylu. Wciąga w przejmującą opowieść. Potrafi intrygować, irytować, ale także bawić. Ale przede wszystkim zachwyca wizualnym dopracowaniem oraz aktorskim kunsztem. Na uwagę zasługuje nie tylko kobiecy tercet (Colman, Corrin i Gillian), ale również Josh O’Connor, Helena Bonham Carter czy Tobias Menzies. Z ekranu bije scenograficzny i kostiumowy przepych, a także niesamowita dawka emocji, w którą chcemy się zatopić i chłonąć najmniejszy gest czy spojrzenie. Peter Morgan stworzył jeden z najlepszych seriali ostatnich lat i wciąż utrzymuje swoją wyjątkową pozycję. 

Related Posts

Warszawski bon vivant z bagażem doświadczeń i kieliszkiem w dłoni raczej nie wzbudza sympatii od...

Mam taką przypadłość, że jak już coś zacznę oglądać, to muszę skończyć. Staram się dawać szansę...

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Leave a Reply