Pan młody rezygnuje ze ślubu na chwilę przed wygłoszeniem przysięgi małżeńskiej. Wszyscy są w szoku. Goście czekają, tort weselny gotowy, zespół stroi instrumenty, a sala weselna opłacona. Co robić? Pozwolić, by wszystko toczyło bez zmian. Impreza się odbędzie, tylko pary młodej nie będzie. Teściowie biorą sprawy w swoje ręce i z dobrą miną do złej gry starają się odkryć motywacje młodych.

Przeczytaj także: Biały Potok

Kuba Michalczuk debiutuje świetną komedią sytuacyjną, w której pod powierzchnią nieudanej imprezy weselnej przemyca jakże aktualny komentarz na temat polskich podziałów, niewypowiedzianych animozji i kompleksów. Tytułowi teściowie różnią się niemal wszystkim: statusem finansowym, poglądami, gustem czy podejściem do życia. I choć przez lata doskonale maskowali swoje antypatie, odwołany ślub staje się doskonałym pretekstem, by w końcu pozwolić ujść wszystkim emocjom. Bogaty biznesmen staje w szranki z „szlachcicem z Sochaczewa”, a dystyngowana pani domu z klasyczną kurą domową. Nie obędzie się bez ofiar.

Teściowie to kameralna komedia na czterech bohaterów, która zachwyca rozmachem inscenizacyjnym, charakterologicznym i muzycznym. Całość otwiera 15-minutowy mastershoot (Michał Englert!), który przywodzi na myśl doskonałego Bridmana. Kamera podąża za Andrzejem (Marcin Dorociński) i Małgorzatą (Maja Ostaszewska), którzy w ekskluzywnych wnętrzach roztrząsają ostatnie cztery lata związku ich syna, szukają przyczyn zaistniałej sytuacji i dosadnie puentują rodzinne niedopasowanie z rodziną Weroniki. Jest gęsto od emocji, a to dopiero początek. Prawdziwa jazda bez trzymanki zacznie się, gdy do hotelu przyjadą Wanda (Iza Kuna) i Tadeusz (Adam Woronowicz). To czas na wzajemne pretensje i niewypowiedziane żale. 

Przeczytaj także: Żużel

W tle gra muzyka ze świetnymi aranżacjami Baranovskiego, goście weselni bawią się, jak gdyby nigdy nic, a zwaśnione rodziny obrzucają się nawzajem błotem. Teściowie to aktorski popis Dorocińskiego, Ostaszewskiej, Kuny i Woronowicza. Dobre tempo, lekko podawane dialogi i świetny timing sprawiają, że chcemy oglądać tych pełnokrwistych bohaterów. Każdy z nich skrywa jakieś tajemnice, zbudowany jest z niedoskonałości, ale doskonale lawiruje w świecie pozorów. Michalczuk stara się ich nie oceniać, ale skutecznie punktuje ich wady i stereotypowe myślenie. W końcu relacja teściów została zbudowana na przeciwnościach, które w chwili poważnego niepowodzenia uderzają ze zdwojoną siłą. 

Teściowie mają w sobie kilka świetnych momentów, dają przestrzeń do złapania oddechu, ale kipią od gęstych emocji. Film Michalczuka przywodzi na myśl Rzeź Romana Polańskiego i wcześniej przeze mnie wspomnianego Bridmana Alejandro González Iñárritu. Skrajnie różne małżeństwa stają przed wspólnym problemem. Wzajemne pretensje doprowadzą do skrajnych sytuacji, a finał i tak może nieźle zaskoczyć. To dobry debiut, w którym reżyser dobrze bawi się tekstem i formą opowieści. Jest intensywnie, zabawnie i z przewrotnie.

daję 7 łapek!

Related Posts

Warszawski bon vivant z bagażem doświadczeń i kieliszkiem w dłoni raczej nie wzbudza sympatii od...

Mam taką przypadłość, że jak już coś zacznę oglądać, to muszę skończyć. Staram się dawać szansę...

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Leave a Reply