Granica człowieczeństwa
Cienka czerwona linia to, dla mnie, najlepszy film Malicka. Ekranizacja powieście Jamesa Jonesa opowiada o wojennych zmaganiach amerykańskich żołnierzy na okupowanej przez Japończyków wyspie Guadalcanal. Amerykański reżyser ponownie porusza temat zła i moralnych granic, które tkwią w każdy człowieku, ale tym razem – choć przedstawia filozoficzne dywagacje przez pryzmat jednostek – skupia się na zbiorowym zjawisku, jakim jest wojna. Stan, który trwa nieprzerwanie od tysięcy lat na całej ziemi, zapewniając jednym zwycięstwo i łupy, a innym sromotną klęskę, z której będą się musieli odrodzić jak feniks z popiołów.
Ten film wytrąca widza z wygodnej pozycji zachwycania się wojennymi inscenizacjami, do której przyzwyczaiło nas kino Hollywood. W tym samym roku na ekrany kin wszedł Szeregowiec Ryan i odniósł niebywały sukces, zadamawiając się w świadomości widzów na całym świecie, głównie dzięki efektownym obrazom. Malick odchodzi od tej stylistyki i skłania się bardziej ku wyciszonej kontemplacji, filozoficznym rozważaniom i próbom zrozumienia, kim jest człowiek w momencie, kiedy nie kierują nim żadne ograniczenia. Kiedy przekracza cienką, czerwoną linię, stanowiącą granicę między dobrem a złem, człowieczeństwem a upadkiem moralności.
W Cienkiej czerwonej linii mam wielu narratorów, którzy dzielą się swoimi przemyśleniami. Rozdzielenie głosów pomiędzy kilku żołnierzy jest doskonałym zabiegiem, dzięki któremu indywidualizm jednostek kontrastuje z wielością młodych mężczyzn, którzy muszą stawiać czoła ekstremalnym sytuacjom. Malick odchodzi od szaro-burej stylistyki wojennych opowieści i przedstawia rajskie miejsce. Ciepłe barwy i słoneczna aura sprawiają, że wyspa przypomina wakacyjny kurort, a nie przedsionek piekła. Metafizyczność obrazu niemal wylewa się poza ramy kadru, a Malick nie tylko potęguje egzystencjalne pytania, ale przede wszystkim przygląda się ludzkiej naturze. Nie głosi jednak prawd objawionych, które dojdą do głosu w jego kolejnych filmach.
Filmowa Pocahontas i miłosne wątpliwości
Wraz z Podróżą do Nowej Ziemi rozpoczyna się wieloletnia współpraca Terrenca Malicka z Emmanuelem Lubezkim. Od tego czasu panowie staną się sobie bardzo bliscy, a styl zdjęć proponowany przez Meksykanina będzie się kojarzył z cichą kontemplacją, radością z obserwacji natury i boskim spojrzeniem na świat. W tym filmie jest już wszystko, co zawsze będzie się kojarzyło ze stylem amerykańskiego reżysera: emocjonalny głos z offu, źdźbła trawy tańczące na wietrze, podniosła muzyka i sensualne spojrzenie na naturę i człowieka. To raczej strumień myśli, podniosłych przesłań i przemyśleń, które zostają ubrane w szaty romantycznej opowieści. Podróż do Nowej Ziemi jest interpretacją historii Pocahontas i Johna Smitha i koresponduje z powstałym w 2012 roku filmem Wątpliwości. W obu filmowych obrazach bohaterki i bohaterowie zapraszają widza do swojego świata uczuć i emocje, radości i lęków oraz pierwszych fascynacji miłością.
Malick pokazuje, że miłość jest integralną częścią człowieka, która napędza go do działania. Daje motywacje do życia codziennością, ale też buduje nierealne oczekiwania wobec nieustannych wzlotów. Zarówno w Podróży do Nowej Ziemi, jak i Wątpliwości uczucie to jest zatopione w świat natury i tylko życie w zgodzie z nią może zagwarantować pełnię szczęścia. Pierwiastek boski staje się dopełnieniem całości i integracją ludzkich pragnień. Choć w filmach Malicka nie raz zaczyna panować chaos, kontakt z tym, co naturalne zaprowadza porządek. Szarpana narracja i brak linearnej fabuły zbliżają jego filmy do filozoficznych esejów, w których – jako autor – wykłada swój światopogląd i spojrzenie na rzeczywistość.
W Podróży do Nowej Ziemi poszukuje wsparcia i pomocy od sił wyższych, a w chwilach zwątpienia kapitan John Smith zwraca się ku Bogu. Duchowość będzie przepełniają filmowe opowieści Malicka, poszukując czegoś nieuchwytnego, transcendentalnego. A jego filmy staną się drogą do tropienia uniwersalnych prawd na temat życia.
Jak ojciec i syn
W uhonorowanym Złotą Palmą Drzewie życia Malick w pełni rozwija swój indywidualny styl filozoficznego wieszcza. Reżyser z wątpiącego głosu, który dziwi się nad światem, przybrał rolę demiurga i został nim aż do teraz. W tym filmie skupia się nad lękami, radością i upadkiem ojcowskiej siły. Opowiada o rodzinnej tragedii – stracie syna, ale przybiera podniosły ton głosiciela dobrej nowiny, w której każdy człowiek jest pod boską opieką. Doskonale rozgrywa wątpliwości i strach, błąka się w poszukiwaniu odpowiedzi na dręczące pytania, ale momentami popada w nachalną nonszalancję posiadacza wiedzy tajemnej. Ponownie zwraca się ku naturze, przedstawia powstanie świata i podkreśla integralność człowieka z przyrodą, która rządzi się swoimi prawami – trzeba je zaakceptować i się do nich dostosować. Ludzie są tylko małymi istotami wobec potęgi i bezkresu Wszechświata.
Drzewo życia uderza w wysokie tony, buduje podniosły nastrój obcowania z prawdziwą sztuką, która pozwala nam na eksploracje swojego wnętrza. Ten film jest duchową wędrówką, pozwala się zatopić w sensualnych kadrach skomponowanych przez Emmanuela Lubezkiego przedstawiających mikro- i makrokosmos oraz rozpłynąć w chóralno-kościelnej muzyce Alexandre’a Desplata. Bohaterowie wykonują swoisty taniec, podczas gdy kamera pływa wokół nich. Drzewo życia pełne jest lekkości, podniosłości i subtelności. To zachwycający portret człowieka zagubionego wobec wielkości świata.