Legendy i mity zaczerpnięte z dawnych czasów potrafią pobudzać wyobraźnię i elektryzować. Bogactwo i średniowieczne tajemnice zakonu templariuszy stały się podstawą do stworzenia serialowej opowieści o walce w imię obranych ideałów. Templariusze nurzają się w historycznych faktach, które zostają nieco podrasowane i uwypuklone w służbie fabule. Fantazja przeplata się z imponującymi scenami walki i krwawymi potyczkami, ale – niestety – wszystko niknie wśród papierowych postaci wygłaszających papierowe dialogi. Jaki jest serial Dona Handfielda i Richarda Raynera? Czy warto do niego sięgnąć?
Landry (Tom Cullen) – ostatni sprawiedliwy, waleczny i oddany swojej misji zakonnik wygląda niczym średniowieczny ideał rycerza. Honor jest dla niego najważniejszy, wdziękiem podbija serca niewiast – a we władaniu ma serce tej najważniejszej, królowej Francji – i bez strachu posługuje się bronią. Podczas walki o Akkę nie cofnie się przed niczym, ratuje niewinne istoty, narażając własne życie. Choć jego postać ubrana jest w szatę licznych zalet, nie oszczędzono mu rozlicznych wad. Pyszny, pewny siebie, morderczy i poddający się żądzom daleki jest od ideału zakonnika. To templariusz z krwi i kości, który nie do końca służy Bogu.
Twórcy Templariuszy przekraczają wiele granic tabu, otwarcie zachwycają się i szydzą z postawy zakonników, którzy habit dawno zamienili na zbroję. W tym serialu nie zobaczycie bogobojnych ludzi oddających duszę i ciało wierze. Tutaj stawka toczy się o wielkie pieniądze, wpływy i… Święty Graal. Nadworne knowania i papieskie wpływy będą musiały stanąć w szranki, kiedy gra zaczyna się toczyć o najwyższą stawkę – najważniejszą relikwię chrześcijaństwa.
Po dwóch pierwszych odcinkach Templariuszy zachwycam się sprawną realizacją, precyzją montażu i scenami bitewnymi, kiedy krew leje się strumieniami, ale trudno jest mi przejść obojętnie obok masy niedociągnięć i absurdalnych rozwiązań. Dialogi wypowiadane przez niezbyt dobrze napisanych bohaterów kaleczą uszy. A seria przypadków i zbiegów okoliczności, które rządzą przedstawioną rzeczywistością powoli zaczyna zakrawać na nieustannie trwający cud. Siatka powiązań jest niezwykle rozbudowana i silna. Mistrz zakonu, Godfrey, zostaje napadnięty. Z pomocą przychodzi mu chłop Parsifal, któremu przyjdzie ponieść najwyższą cenę za chwilowy akt odwagi. Landry jest zaufanym przyjacielem króla Filipa IV Pięknego, a przy okazji kochankiem jego żony. De Nagaret pilnuje interesów dworu, ale przede wszystkim dba o własne wpływ. Podobnie zresztą jest z papieżem.
Świat przedstawiony w Templariuszach jest zły do szpiku kości i trudno znaleźć w nim krystaliczną postać. Zbrodnie popełnia się mieczem i krzyżem z celebracją „piękna” brutalności. Zdjęcia Chrisa Manleya uwypuklają przemoc i siłę templariuszy, ale nikną w odmętach momentami groteskowego scenariusza. Fabularne rozwiązania przyprawiają o ironiczny uśmiech i wzbudzają niesmak.
Templariusze, choć zanurzeni w historii mamią obietnicą wielkiego widowiska, są średnio udaną produkcją o poszukiwaniu Świętego Graala. Zobaczymy, co przyniosą kolejne odcinki w dworskich rozgrywkach i misjach zakonników. Pozostaje mieć nadzieję, że fantasy zejdzie nieco na ziemię i spotka się z brutalną, średniowieczną rzeczywistością.