Przyjaźń zniesie wiele. A prawdziwa przyjaciółka wejdzie bez wahania w międzynarodowy spisek terrorystyczny, by ocalić swoją kumpelę. Szpieg, który mnie rzucił staję się afirmacją kobiecej siły i emocjonalnych więzi, dzięki którym z dużo większą satysfakcją kroczy się przez życie. Susanne Fogel tworzy przedziwną mieszankę kina szpiegowskiego z komedią. Odgrywa kluczowe schematy, ale nie do końca potrafi znaleźć równowagę w zbudowanym przez siebie chaotycznym świecie.
Audrey (Mila Kunis) uchodzi za życiowego nieudacznika. Samotna – właśnie przez smsa porzucił ją chłopak, bez własnego mieszkania i pracy z perspektywami na przyszłość żyje z dnia na dzień, spędzając swój wolny czas z niezastąpioną przyjaciółką. Morgan Freeman (Kate McKinnon) nie jest głosem rozsądku w tej relacji – to szalona i pełna energii dziewczyna, która potrafi stawiać nieco romantyczną Audrey do pionu. Obie można uznać za ekscentryczki, które nie mogą bez siebie żyć. Pewnego dnia okazuje się, że były chłopak Audrey Drew (Justin Theroux) jest szpiegiem, a w jednej z jego rzeczy, które zostawił za sobą, znajdują się tajne dane pożądane przez mafię, jak i CIA. Dziewczyny znajdują się w centrum spisku. Żeby przetrwać, muszą dostarczyć tajemniczą przesyłkę do Europy.
Dwie szalone Amerykanki w Europie – to musi być śmieszne. Niestety nie zawsze. Szpieg, który mnie rzucił ma kilka dobrych momentów. Niestety dobre rozwiązania i gagi sytuacyjne dość szybko się kończą. Hybryda dwóch gatunków nie jest złym pomysłem, ale intryga szpiegowska jest grubymi nićmi szyta. Wszystko przypomina szalony trip w jakiejś grze plenerowej. Kunis i McKinnon zdają się równie bardzo zagubione, jak tajne dane, o których wszyscy marzą. Brakuje im ekranowej chemii, która pomogłaby stworzyć wiarygodną przyjacielską relację. Całość ratuje Kate McKinnon, która nie boi się pobrudzić, wyglądać brzydko czy robić głupie rzeczy. Ponownie udowadnia, że posiada niesamowity talent komediowy i wyczucie czasu.
Szpieg, który mnie rzucił oferuje kilka zaskoczeń. W pamięci pozostanie cameo Gillan Anderson czy scena pościgu samochodem. Jednak widać, kto czerpał z tego filmu najwięcej radości, popisując się swoją lekkością bycia. Fogel celebruje kobiecą przyjaźń, przemyca wątki feministyczne i podkreśla zdolność do elastycznego podejmowania się wyzwań. I choć chce opowiadać o niezależności i sile kobiet, finalnie wpada w dobrze znany schemat księżniczki w opałach, którą czeka wielka miłość. Mogło być o wiele lepiej.