Film Floriana Zellera podzieli publiczność. “Syn” podejmuje się trudnych tematów, jak depresja, ambicja i patchworkowa rodzina. Niestety scenariuszowa nieudolność, nachalne retrospekcje i aktorskie niedociągnięcia wpychają tę produkcję na mielizny. Po fenomenalnym “Ojcu”, pokazywany na festiwalu w Toronto kolejny obraz tego reżysera przynosi po prostu rozczarowanie.

Peter (Hugh Jackman) ma wszystko poukładane. Odprasowane koszule, nienaganny garnitur, ciepła prawnicza posada w wieżowcu ze szkła i kariera polityczna na horyzoncie. W domu spokój rodzinnego życia u boku nowej partnerki, Beth (Vanessa Kirby) i niedawno narodzonego syna. Ucieleśnienie amerykańskiego snu, które zostaje przerwana, gdy do drzwi puka była żona. Kate (Laura Dern) przychodzi z prośbą o pomoc. Nicholas (Zen McGrath), siedemnastoletni syn, przestał chodzi do szkoły, kobieta nie potrafi się z nim porozumieć. Widmo wielkich kłopotów pojawia się na horyzoncie. 

Przeczytaj także: Catherine Called Birdy

Wychowany twardą ręką przez ambitnego ojca (świetny Anthony Hopkins) Peter postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Bierze, ku niezadowoleniu Beth, syna do siebie i próbuje naprowadzić go na jedyną słuszną drogę. Nie wszystko jednak idzie po jego myśli. Pochłonięty przez depresję Nicholas wprowadza odrobinę mroku do poukładanego życia ojca. 

“Syn” podejmuje się ważnego tematu, który do tej pory nie znajdował przestrzeni w życiu publicznym. Depresja pochłania myśli nastoletniego chłopaka, pozbawia go sił do działania, a rodzina i otoczenie pozostają zupełnie bezradni wobec jego problemu. Zeller buduje kameralny dramat, by opowiedzieć o zmaganiach całego rodziny. Niestety taka konstrukcja wymaga sprawnego aktorstwa, które będzie w stanie uwiarygodnić trudne emocjonalne stany. O ile Dern i Kirby nie muszą udowadniać swojej wielkości, Jackman wyraźnie dusi się w uszytych na miarę garniturach. Uwięziony między własnymi marzeniami a troską o rodzinę. Trudno uwierzyć w tę idealną postać, która powinna nieść na swych barkach cały film. Podobnie jest zresztą z McGrathem. Młodziutki aktor nie potrafi sprawić, że jego bohater jest wiarygodny. Zbyt wiele z jego ust pada słów i deklaracji, za mało gestów i zachowań, by urealnić jego zmagania. 

Całość zdaje się odhaczać poszczególne punkty w scenariuszowej układance, włączając w to ckliwe retrospekcje z czasów “kiedy wszystko z Nicholasem było w porządku”. Zeller umieszcza swoją opowieść w sterylnych wnętrzach bogatej Ameryki, przez co zdaje się być odcięty od otaczającej rzeczywistości. “Syn” mógł być ciekawą i poruszającą opowieścią o bezradności w walce z depresją, a popada w denerwującą oczywistość. Zaprzepaszczone szanse, zbyt duże ambicje.

daję 5 łapek!

Related Posts

Warszawski bon vivant z bagażem doświadczeń i kieliszkiem w dłoni raczej nie wzbudza sympatii od...

Mam taką przypadłość, że jak już coś zacznę oglądać, to muszę skończyć. Staram się dawać szansę...

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Leave a Reply