5 – daję 5 łapek!

Na trailerze płakałam ze wzruszenia – na filmie śmiałam się zażenowana.

Kadr z filmu "Światło między oceanami".

Kadr z filmu „Światło między oceanami”.

Grudzień 1918 roku. Tom Sherbourne (Michael Fassbender) ubiega się o pracę latarnika. To tymczasowe zajęcie. Co prawda dotychczasowy latarnik postradał zmysły, ale przełożeni wierzą, że rychło wróci do zdrowia. Tymczasem kandydatura Toma bardzo im odpowiada – kawaler, bez rodziny, nie zatrważa go wizja wielotygodniowej samotności.

Melodramat wyziera z każdej sceny już od samego początku. Nim Tom udaje się na bezludną wyspę, spotyka uroczą Isabel (Alicia Vikander). Oczywiście wystarczy jedno spojrzenie, by płomienne uczucie rozpaliło serca obojga. Choć dziewczyna przebąkuje coś o małżeństwie, Tom obstaje przy swoim i rozpoczyna pracę latarnika.

Zakochani długo korespondują ze sobą, a każdy list przepełniony jest namiętną miłością i nieprzejednaną tęsknotą. Kiedy Tom ponownie pojawia się w miasteczku rodzinnym Isabel, pracodawcy czekają na niego z nowiną. Poprzedni latarnik jednak rzucił się z klifu, dlatego Tom może objąć honorową posadę w posłudze ojczyźnie na stałe. Powtórnie rozstać się z piękną Isabel? Nie.

Tom i Isabel udają się na wyspę już jako małżeństwo. On pracuje w latarni, ona pilnuje, by ich dom był pełen ciepła i uroku. Sielanka. Czegóż chcieć więcej? Młodzi przeżywają niekończący się miesiąc miodowy. Zakochani, szczerzy, cali dla siebie i tylko dla siebie – pośród szumu fal i wiatru.

Przesłodzony nastrój załamuje się, kiedy ciężarna Isabel traci dziecko. Puste łóżeczko i mały krzyżyk usytuowany na wzgórzu nie dają kobiecie spokoju. Znów zachodzi w ciążę i ponownie czeka ją poronienie. Tego samego dnia, kiedy Tom formuje drugi mały grób – z bezwładnej łódki targanej falami otaczającymi wyspę, dochodzi płacz dziecka…

Kadr z filmu "Światło między oceanami".

Kadr z filmu „Światło między oceanami”.

Ogromnym plusem produkcji są muzyka i dźwięk. Na potrzeby filmu serię kompozycji popełnił cudowny Alexandre Desplat, zdobywca Oscara za soundtrack do „Grand Budapest Hotel”. Francuz jest też autorem muzyki do takich filmów jak „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”, „Jak zostać królem”, „Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingom”, „Tajemnica Filomeny”, „Gra tajemnic”…

Oprócz jakości dźwięku, która sprowokowała mnie do nerwowego rozglądania się po sali kinowej w poszukiwaniu źródła wiatru, którego rzeczywistej obecności byłam niesłusznie pewna – zachwycają też piękne zdjęcia, zadowala montaż. Jednak bardzo dobry technicznie film okazał się melodramatem zbyt melo- (gr. mélos – pieśń, melodia).

Przydługi, nużący, po utracie sympatii do obojga głównych bohaterów irytujący. W następstwie ekscesów Toma i Isabel, widzowi pozostaje lubić już tylko postać graną przez Rachel Weisz oraz uśmiechać się wraz z każdym rzutem oka na roześmianą twarz córeczki bohaterów.

Ekranizacja powieści M.L. Stedman – choć piękna i słodka – zbyt płytka i powierzchowna, bym uwierzyła w dramat Alicii i Michaela. Wyciągnęłam z niej tylko jedną mądrość.

– Miałeś takie ciężkie życie. Jak to robisz, że cały czas jesteś szczęśliwy?

– Przebaczyć wystarczy raz. Nienawidzić trzeba codziennie. Pamiętać złe rzeczy. To męczące.

About the Author

Radiowiec, prawnik, podróżnik. Niekoniecznie w takiej kolejności. Nade wszystko: kinomaniak.

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply