6– daję 6 łapek!

Sully to pomnik z pietyzmem wybudowany przez Clinta Eastwooda. Laurka na cześć bohatera, który w kryzysowej sytuacji stanął na wysokości zadania i podejmując ryzykowną decyzję, uratował pasażerów lotu 1539. Ale przede wszystkim to kolejna popisowa rola Toma Hanksa – specjalisty od delikatnego sugerowania, konfliktów wewnętrznych i wyważonego spokoju.

sully

Sully – cud na rzece Hudson

Ameryka kocha swoich bohaterów. Dość szybko czyni z nich ulubieńców publiczności, telewizyjne maskotki i popkulturowe produkty godne pochwały na całym świecie. Kiedy w 2009 roku kapitan Chesley „Sully” Sullenberger (Tom Hanks), zaraz po starcie z lotniska w Nowym Jorku, był zmuszony do awaryjnego lądowania, od jego decyzji zależało życie pasażerów. Nieprzygotowany na podobne sytuacje, pozbawiony obu silników, wylądował na rzece Hudson. Słuszne rozwiązanie czy efektowne zagranie? O tym mają rozstrzygnąć eksperci , seria komputerowych symulacji i zarząd firmy.

Sully nie zaskakuje przemyślaną formą. Eastwood wyjątkowo poprawnie i bez nadmiernych efektów opowiada o zwykłym człowieku. Tytułowy Sully znajduje się w centrum zawieruchy, mierząc się z własnymi koszmarami i niepewnością. Hanks fenomenalnie wygrywa wątpliwości swojego bohatera. Dzięki powściągliwości wywołuje emocjonalne poruszenie u widza. Choć jego postać przywodzi na myśl Kapitana Philipsa, u Sully’ego więcej rozwagi i spokoju.

Wbrew pozorom Eastwood nie stworzył rozbuchanej wizji. Brak tutaj wizualnych fajerwerków, choć każdy latający samolotami poczuje dreszcze emocji i niepokoju. Przytłaczające powtarzanie sekwencji lądowania, krzyk stewardes czy panika ludzi, zostaje podbite przez muzykę Christiana Jacoba, wzbudzając (w moim wypadku wstydliwe) łzy wzruszenia.

sully

Trudno szukać w kolejnym filmie tego reżysera oryginalnego pomysłu. Całość to seria powtórzeń i podkreśleń, przez co Sully trąci wtórnością i niebywałą poprawnością. Fabuła opiera się na dualizmie postaw, wszyscy są tutaj czarno-biali, aż prosi się o jakaś skazę na idealnych postaciach. Piloci zostają okrzyknięci bohaterami, prowadzący śledztwo są złymi w służbie prawdy. Wszystko prowadzi do niezwykle przewidywalnego momentu kulminacyjnego, w którym Sully bierze swoje zachowanie w obronę, dodaje czynnik ludzki i ponownie odnosi zwycięstwo.

Można wiele zarzucić Sullyemu. To nie jest niezwykłe kino, ale poprawna historia stworzona z miłości do amerykańskich ideałów. Clin Eastwood po Snajperze odnajduje kolejnego bohatera naszych czasów i niezwykle sprawnie manipuluje ludzkimi emocjami. Pociąga za sznurki wzruszenia, radości, smutku i podziwu i przyznam szczerze, że z lubością wchodzą w tą jego przewidywalną grę. Choć jest to raczej wstydliwa przyjemność, pozbawiona artystycznego wydźwięku, wciąż zostaje ciekawą propozycją aktorskiego popisu Toma Hanksa.

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply