Radosny, pełen energii i młodzieńczego zapału. Peter Parker (Tom Holland) zachwyca naiwnością i prostą dobrocią serca, która wciąż kiełkuję w dojrzewającej i kształtującej się osobowości. Spider-Man: Homecoming spod skrzydeł Jona Wattsa jest energicznym teen movie, gdzie superbohater dopiero dorasta do swojej roli, poznaje blaski i cienie swoich mocy, ale nie przysłania mu to radości z bycia nastolatkiem, który przeżywa sercowe rozterki czy walczy w olimpiadzie naukowej.
Spider-Man: Homecoming – dorosnąć do superbohatera
Twórcom udało się perfekcyjnie połączyć dwa światy: Marvela i Sony’ego, dzięki czemu Spider-Man staje się integralną częścią The Avangers. Od wielkiej walki z Kapitanem Ameryką minęły dwa miesiące. Peter Parker otrzymuje piękne podziękowania od Iron Mana (Robert Downey Jr.), nowy kombinezon i nadzieję, że wkrótce będzie mógł zasilić szeregi superbohaterów w misji ratowania świata. Czas mija nieubłaganie, sygnał nie nadchodzi, a ambicje stają się coraz większe. Peter postanawia pilnować porządku w swojej dzielnicy. Rozprawia się z drobnymi złodziejami rowerów czy szajką rabusi. Przez przypadek natrafia na trop produkcji nielegalne broni.
W końcu filmowy czarny charakter nie jest napędzany żądzą zemsty czy chęcią zawładnięcia światem. Zło, które czyni Adrian Toomes (Michael Keaton) wynika z poczucia niesprawiedliwości i pragnienia wszystkiego co najlepsze dla swojej rodziny. Jako Vulture nie chce siać zniszczenia. Jego motywacje się bardzo przyziemne i pozbawione górnolotnych idei – po prostu chodzi o pieniądze. Kiedy Parker dowie się o jego mrocznych planach, będzie chciał się za wszelką cenę wykazać i zyskać akceptację Tony’ego Starka, który – nie oszukujmy się – jest dla chłopaka pożądaną figurą ojca i wzorem do naśladowania. Niestety, nastolatek będzie musiał poradzić sobie z brakiem wsparcia, ukrywaniem prawdy o swoich zdolnościach i tym, że Vulture jest ojcem jego pierwszej miłości.
Spider-Man: Homecoming ma w sobie lekkość opowiadania, ale jest przy tym naiwny i niezwykle prosty. Tom Holland chyba najlepiej do tej pory sprawdza się w roli roztrzepanego i energicznego superbohatera, który nie przyjmuje postawy zbawcy świata. Nie czuje się przytłoczony misją, która na niego spadła. Daleko mu od głębokich rozważań i poświęcania życia prywatnego na rzecz wzniosłych idei. Holland zachwyca radością i młodzieńczą werwą. Wtóruje mu – nieco wciśnięty na siłę – Jacob Batalon w roli najlepszego przyjaciela. Ned rozładowuje sytuacje, jest zabawny, ale czasami przypomina kulę u nogi.
Jon Watts unika schematycznego pokazania genezy bohatera, nie rozrysowuje back story z ogranym ukąszeniem pająka. Wrzuca widzów w środek akcji i pozbawia Parkera zbędnych rozterek. Chłopak pragnie być najlepszy, dorosnąć do swojej roli i jak najszybciej na stałe zasilić szeregi Avangers. Jest coś niezwykle ujmującego w jego zapale i ambicji, które od czasu do czasu zderzają się z nieporadnością. Spider-Man przypomina radosnego szczeniaka, który potyka się o własne łapy, ale nie traci entuzjazmu eksplorowania świata.