-daję 5 łapek!
Urocza rodzinka z dwójką dzieci przeprowadza się z dużego miasta na spokojne i beztroskie odludzie. Ich życie ma nabrać nowych barw i tak też się stanie. Za sprawą tajemniczego cmentarza dla zwierząt ich życie zmieni się na zawsze. Stephen King wykorzystuje fascynację zawieszeniem między życiem a śmiercią. Potrafi tworzyć duszną atmosferę strachu przed nieznanym. Kevin Kolsch i Dennis Widmyer sprawnie wykorzystują znane motywy, dzięki czemu Smętarz dla zwierzaków jest poprawnym filmem o dość neutralnym – dla mnie – wydźwięku.
Smętarz dla zwierzaków – rodzinka na swoim
Louis (Jason Clarke), Rachel (Amy Seimetz) wraz z dziećmi Ellie i Gage pragną spokoju i ciszy. Nowy dom ma dać im wytchnienie oraz przestrzeń do wspólnego spędzania czasu. Wszystko wygląda idealnie, a nawet pobliskie miejsce, gdzie dzieci chowają swoje zmarłe zwierzaki, nie napawa zbyt dużym lękiem. Oswojona przestrzeń z czasem zaczyna przybierać złowieszczy charakter. Sąsiad wygłasza dziwne teorie, pobliską drogą pędzą ogromne ciężarówki, a niedawno pochowany kot powraca do życia. To tylko początek tragicznych wydarzeń. Wkrótce rodzina będzie musiała zmierzyć się z tym, co nieśmiertelne i z własnymi pragnieniami zachowania tych, którzy umarli.
Smętarz dla zwierzaków sprawdza się jako rodzinna opowieść o budowaniu więzi i wspólnym spędzaniu czasu. Rodzice opiekują się dziećmi. Próbują nauczyć ich tego, że wszystko w życiu przemija i trzeba pogodzić się z tym, że nikt nie będzie żył wiecznie. Ich mądrości idą jednak do lamusa, gdy sami stają w obliczu straty i zyskują szansę zaprzeczenia prawom natury. Ścierają się tutaj dwie postawy: Rachel wierzy w życie po śmierci i niebo, natomiast Louis jako lekarz śmierć uznaje za sprawę ostateczną. Potem nie ma już nic. Kolsch i Widmyer dobrze poruszają się wokół tego tematu, tworzą intrygujący portret ludzkich zmagań i to jest najmocniejsza strona ich filmowej opowieści, która o wiele gorzej wypada jako gatunkowy horror.
Smętarz dla zwierzaków – marny horror
Wąskie kadry, podążanie za bohaterami, spoglądania na rzeczywistość gdzieś zza pleców postaci i ograniczona przestrzeń. To wszystko ma budować wrażenie klaustrofobii i zamknięcia. Długie momenty ciszy prowadzą do oczekiwania w napięciu na kolejne wydarzenia. Mimo wszystko całość ma raczej letnią temperaturę i na próżno spodziewamy się wielkich dreszczy. Reżyserzy wykorzystują znane i ograne chwyty, dlatego wszelkie straszaki można przewidzieć na chwilę przed tym, zanim pojawią się na ekranie. Również główna bohaterka grana przez Jeté Laurence nie potrafi wzbudzić strachu i skrajnych emocji.
Jeśli chcecie się w kinie trochę po bać, Smęntarz dla zwierzaków nie dostarcza skrajnych emocji. Dobrze zarysowane relacje między bohaterami nie wystarczą, by utrzymać uwagę przez ponad godzinny seans. Jason Clarke potrafi uwiarygodnić swojego bohatera i jego wątpliwości, to jednak za mało, by nie ziewnąć kilka razy z nudy. Zabrakło niepokojącego mroku i dreszczyku emocji. Nie ma się czego bać w tajemniczym świecie Kinga.