Opresyjna prowincja, która nie wychodzi na pierwszy plan? Wszystko jest możliwe. Świetny debiut Kamila Krawczyckiego przynosi wiele ciepła, oddechu i poruszających rodzinnych relacji. „Słoń” to kino jakiego potrzebujemy.
Bartek (Jan Hrynkiewicz) mieszka wraz z matką (Ewa Skibińska) na Podhalu. Dopiero wkracza w dorosłości, śle praktycznie od lat pełni rolę głowy rodziny, opiekując się nie tylko rodzicielką, ale gospodarstwem i zwierzętami. Wielka odpowiedzialność ciąży mu na ramionach. Wielka presja ze strony mamy, która nie chce wypuścić go z gniazda. Jego patrzenie na rzeczywistość zmieni się, kiedy do wioski przyjedzie Dawid (Paweł Tomaszewski), by domknąć sprawy po niedawno zmarłym ojcu. Starszy i dojrzalszy otworzy przed Bartkiem świat nowych emocji, a szlagier weselny Anny Jantar „Przetańczyć z tobą chcę” nabierze nowego znaczenia.
Przeczytaj także: IO
Kamil Krawczycki tworzy film, który oddycha. Reżyser przytula swoich bohaterów. Daje im przestrzeń do eksplorowania emocji i pięknie mówi obrazem czy zawieszonym w połowie gestem. Przynosi opowieść pełną skomplikowanych emocji, ale nie uderza w podniosłe tony. Daleko mu do schematyczności w obrazie geja odrzuconego przez społeczność. W końcu daje pozytywny przekaz i miejsce na dobrą reprezentację.
„Słoń” jest bogaty wizualnie (góry grają tutaj niesamowitą rolę), ale też tematycznie. Debiutujący Krawczycki opowiada o relacjach rodzinnych, pokazując toksyczność uczuć samotnej matki i pewną nieumiejętność rozmawiania o emocjach. A oprócz tego, a może przede wszystkich, portretuje radość płynącą z pierwszej miłości. W tym filmie jest sporo czułości i nienachalnej chemii.
W polskim kinie brakowało takich pozytywnych opowieści queerowych. „Słoń” to bardzo udany debiut, w których poszczególne elementy ze sobą świetnie współgrają. Jest głęboko, bezpretensjonalnie i z humorem. Tego nam trzeba!
daję 7 łapek!