– daję 7 łapek!
Ostatni widzowie pospiesznie mijają kasę, w której przed momentem nabyli bilety na spektakl. Sala pęka w szwach. Kurtyna, światła… Na scenie pojawia się urzekająca głosem Miss Nana Noodleman.
To wtedy obecny pośród publiczności mały koala zakochał się w teatrze. Po latach Buster Moon prowadzi własny interes, jednak jego przedstawienia nie cieszą się dużym powodzeniem. „Piękna i Bestian” czy „Romeo i Julian” nie przyniosły zysków. Teatr bankrutuje.
Buster doznaje oświecenia i postanawia spróbować czegoś zupełnie nowego. Zorganizuje konkurs śpiewania! Otwiera wielki casting do czegoś na kształt talent show, na który ściągają tłumy. Soliści, duety i wieloosobowe zespoły są kuszeni przez cenną nagrodę, przeznaczoną dla zwycięzcy.
Film rozpoczyna się sekwencją, która sugeruje widzowi, że pod wesołą bajką może kryć się coś więcej. Dźwięki połączone są z emocjami. Serwuje nam się różne gatunki muzyki – i różne problemy, które przedstawione z przymrużeniem oka mogą być metaforą znanych nam z realnego świata. Nieszczęśliwa miłość, zdrada, bankructwo, niezrozumienie w małżeństwie, przestępczość, ulotność sławy.
I tak: przytłoczona rutyną życia codziennego świnia – nota bene kura (sic!) domowa – poświęca się wychowaniu gromadki dzieci. Nie opuszczają jej marzenia z młodości o byciu jak Katy Perry, ale mąż rzuca jej: „Klozet jest nieprzepchany”.
Para jeży próbuje rozwijać swoje pasje i utrzymać się z grania rocka po klubach, ale zarówno ich kariera jak i uczucie zostaną wystawione na próbę.
Młody goryl w skórzanej kurtce – przypominający Johna Travoltę z lat 70. – jest zmuszany do brania udziału w kolejnych skokach gangu swojego ojca, podczas gdy wolałby śpiewać.
Nieśmiała słonica o potężnym głosie nie ma odwagi sięgnąć po sukces. Choć wyśpiewywane przez nią dla dziadka „Happy Birthday to You” przywodzi na myśl Marilyn Monroe, pojawienie się na scenie wciąż pozostaje niedoścignioną mrzonką.
Arogancki gryzoń raczy jazzem przechodniów na ulicy, zarabiając nędzne grosze, mimo że skończył Lincoln School of Music.
Trochę się nudziłam. A i finał, który zapowiadał się na taki z fajerwerkami, okazał się mniej porywający. Uśmiech na twarzy wywoływały jednak wybrzmiewające w sali Cinema City znane utwory takich artystów jak Elton John, Sting, Michael Jackson, John Newman, Crazy Town, Lady Gaga, Las Ketchup, Gipsy Kings, Vanilla Ice, Carly Rae Jepsen czy Wham!
Nadzieja na produkcję będącą z tych, które tak naprawdę mogą być wartościowym filmem dla dorosłych, a jedynie ubranym w formę animacji – szybko gaśnie. „Sing” to jednak nie „Zwierzogród” czy „Trolle”, wciąż puszczające oko do dojrzałego widza. Tymczasem jako rozrywka dla dzieci bajka jak najbardziej się sprawdza.
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]