– daję 7 łapek!

Z rodziną dobrze wychodzi się na fotografii. Wie o tym Cristi Puiu, który bez ostrzeżenia wprowadza widzów w sam środek głośnych sporów, rodzinnej zawieruchy i nieprzepracowanych spraw. Zamyka nas w opresyjnie małym mieszkanku, gdzie poziom wzajemnego niezrozumienia sięga zenitu. Sieranevada rozpoczyna się od długiego statycznego ujęcia, które jest jedynym momentem spokoju i oddechu. Potem zaczyna się prawie trzygodzinna uwertura żalu, spiskowych teorii i wzajemnych pretensji w chaotycznym wędrowaniu między pokojami. 

Sieranevada

Sieranevada

Sieranevada – rodzinne spotkanie przy stole

Umarł wujek Emil. Rodzina spotyka się, by razem pożegnać członka rodziny. Uroczystość ma być odprawiona w tradycyjnym obrządku. Wszyscy czekają na księdza, jedzenie stygnie, apetyt rośnie, a atmosfera gęstnieje. Przy stole toczą się dyskusje o ataku terrorystycznym na Charlie Hebdo, padają radykalne zdania o wojnie na Bliskim Wchodzie, a jeden z członków rodziny wierzy, że 11 września Amerykanie sami wysadzili dwie wieże. I choć opinie są odmienne, najgorsze jeszcze przed nami – kłótnie o disnejowskie postaci, seria wzajemnych wyrzutów i ujawnienie niezliczonej ilości romansów ojca.

Sieranevada jest krzykiem, głośną i dosadną wypowiedzią, która portretuje rumuńską społeczność, wcale nie tak odległą od naszej mentalności. To filmowy chaos z esencją ludzkich postaw i intensywnych emocji. Nieprzerwany dialog napisany z wyczuciem słowa napędza akcję do przodu, a niezwykle ruchliwa kamera nie pozwala ani na chwilę złapać oddechu. Barbu Balasoiu przemieszcza się pomiędzy pokojami, zagląda do kuchni, która jest głównym punktem wyznań i bolesnych stwierdzeń, krąży między bohaterami, opuszcza ich w połowie zdania. Kamera jest równoprawnym bohaterem filmowej opowieści, staje się niewidocznym gościem, który momentami wydaje się zagubiony w tej intensywnej rodzinie.

Sieranevada

Sieranevada

Cristi Puiu z prawdziwą wirtuozerią ogrywa małą przestrzeń mieszkania i rozdziela czas między bohaterów. Wznosi się na wyżyny reżyserskich możliwości, sprawiając, że z zainteresowaniem – przez prawie trzy godziny – śledzimy losy rodziny. Sieranevada nie jest pełna czułości, jak Więzi Zofii Kowalewskiej, ale nie feruje ostrych wyroków. Brak ciepła rekompensuje ostatnia scena, nieco w stylu Małgorzaty Szumowskiej, na którą warto czekać.

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply