Przerażenie odbiera mi mowę. Hrabia Olaf (nieprzyzwoicie dobry Neil Patrick Harris) ponownie wyrusza w pogoń za sierotami Baudelaire, aby położyć swe okropne łapska na ich majątku. Drugi sezon Serii Niefortunnych Zdarzeń kontynuuje przaśny ton. Żongluje schematami i gatunkowymi oczekiwaniami, ale robi to o wiele zabawniej i z większym dystansem niż poprzednio. O ile po pierwszej odsłonie moje uczucia wobec serialowej wersji książek Daniela Handlera były chłodne i obojętne, tak teraz – z przykrością – stwierdzam, że moje serce dygotało z zachwytu. Z odcinka na odcinek robił się coraz gorzej i gorzej, a przecież doskonale wiemy, że w tym przypadku to świetna wiadomość.
Nieszczęścia chodzą parami, a jeśli chodzi o rodzeństwo Baudelaire stadami. Na horyzoncie pojawiają się nowe postaci, a każde dwa kolejne odcinki wprowadzają pełną opowieść o ucieczce przed hrabią Olafem. Już na wstępie trafiamy do przedziwnej szkoły, gdzie dyrektorem jest niespełniony artysta, nikt nie czyta książek, a wszyscy są terroryzowani przez słodką stepującą uczennicę. Klaus (Louis Hynes), Wioletka (Malina Weissman) i Słoneczko (Presley Smith) będą musieli znaleźć książkę z informacjami na temat tajnych stowarzyszeń, która pomoże im rozwikłać tajemnicę śmierci rodziców. Dość szybko na horyzoncie pojawi się Olaf ze swoją trupą, by jako szkolny wfista wycisnąć z nich siódme poty.
Otwarcie drugiego sezonu jest dość zachowawcze i przewidywalne (zresztą jak każda z opowieści zasadzająca się na sprawdzonym schemacie), ale nie traci ciętego języka, rozprawiając się z kinem dla nastolatków. Akademia antypatii przypomina ponure High School Musical, gdzie talent przesądza o przyszłości młodzieży. Nauka staje się wyścigiem, a umiejętne czerpanie informacji przepustką do wolności. Na szczęście to, co dzieje się w szkole jest rozgrzewką przed prawdziwym gatunkowym rozpasaniem kolejnych odcinków. Teraz stawką nie będzie już tylko uwolnienie się od Olafa, ale ocalenie życia kolejnych dzieci.
Baudelaire’owie trafią do najbogatszego mężczyzny w mieście. Na najwyższym piętrze budynku bez windy zyskają nowego wroga – Esme Squalor (hipnotyzująca Lucy Punch). Winda Widmo staje się wariacją na temat burleski, dostaniemy trochę musicalu i thrillera. Twórcy z wprawą żonglują filmowymi odniesieniami i wplatają intertekstualne dowcipy, przez co Seria Niefortunnych Zdarzeń staje się interesującą rozgrywką. W końcu hrabia Olaf zachwyca niezwykłą umiejętnością przeobrażeń, jego przygłupawi towarzysze intrygują zdolnością wychodzenia z tarapatów, ale to Esme staje się prawdziwą gwiazdą. Choć na jej popisowe zagrania trzeba będzie poczekać do kolejnych odcinków. Lucy Punch z brytyjskim akcentem, dystyngowaniem i nieskazitelnym uśmiechem intryguje połączeniem delikatności i okrucieństwa. Aktorka staje się prawdziwym kameleonem, a komediowym zapałem dorównuje Harrisowi.
Zdecydowanie moimi ulubionymi odcinkami tej serii będą te opowiadające historię Wrednej Wioski. Pomieszanie westernu z kinem sensacyjnym, kowboje i amerykańscy detektywi, Dziki Zachów i ponure więzienie. A do tego włoska policjantka z nutą rosyjskiego akcentu. Wszystko staje się tutaj wymieszane i nabiera komediowego wyrazu ze zdwojoną siłą. To właśnie wyszukiwanie smaczków i podążanie za wskazówkami staje się największą wartością serialu Netfliksa. Trudno nie uśmiechnąć się, kiedy w Szkodliwym szpitalu widzimy nawiązania do Lśnienia, a sama scenografia przywodzi na myśl kultowe sceny i ciasne korytarze.
Seria Niefortunnych Zdarzeń wciąż jest naiwna w swojej prostocie, odgrywa nieustannie ten sam schemat i staje się przewidywalna, ale dobrze się spełnia w karykaturalnym przerysowaniu i żonglerką absurdalnymi rozwiązaniami. Neil Patrick Harris rozpływa się w kostiumach szytych na miarę. Perfekcyjnie wtapia w rozbuchaną scenografię i fenomenalnie rozpływa w słownej zabawie. Wciąż jest ponuro. Wciąż toniemy w marazmie i beznadziei życia rodzeństwa Baudelaire, ale otrzymujemy kilka postaci, które naprawdę przyciągają i intrygują. Drugi sezon zachwyca czarnym humorem, lekkością opowieści i kilkoma przezabawnymi nawiązaniami. Hrabia Olaf przechodzi samego siebie, nie ustaje w kreatywności i wciąż bawi. Jeśli jesteście gotowi na najgorsze rodzinne opowieści, nie wahajcie się ani chwili przed rozpoczęciem seansu. To prawdziwa gatunkowa uczta!