Sebastian Stankiewicz – aktor teatralny i telewizyjny oraz artysta kabaretowy. Mistrz ról drugoplanowych, którymi potrafi chwycić publiczność za serca.
Gadu gadu: Sebastian Stankiewicz – o aktorskim uporze i serialu „Ucho Prezesa”
Urodził się w 1978 roku w Bolesławcu. Spełnienie marzeń o aktorstwie kosztowało go wiele czasu i pracy. Wielokrotnie zdawał do szkoły teatralnej, by w końcu w 2006 roku ukończyć wrocławską filię PWST w Krakowie.
Jak przetrwałeś ten okres pomiędzy pierwszą próbą dostania się do szkoły teatralnej a rozpoczęciem nauki w PWST? Co Cię napędzało, pozwalało wierzyć w siebie? Nie pojawiały się myśli, że nie ma sensu spierać się z losem?
Były momenty zwątpienia, ale zawsze gdzieś w środku – w sercu – czułem, że po prostu to jest moja droga. Zdawałem sześć razy do szkoły teatralnej, z różnymi perturbacjami. Co roku starałem się w międzyczasie pracować, żeby zarobić na te wszystkie egzaminy. Przygotowywałem się do nich, robiłem inne „okołoteatralne” rzeczy.
Uważam, że trzeba na początku robić wszystko, bo ten zawód można porównać do zawodu sportowca. Trzeba po prostu trenować, ale wydaje mi się, że bardzo ważne są też upór i praca. Nie tylko talent się liczy. Są ludzie, którzy mają mnóstwo talentu, a potem się okazuje, że gdzieś się zatracają. Tymczasem niektórzy mają mniej talentu, ale bardzo dużo pracują i potem z tej morderczej pracy i szlifów wychodzą świetne rzeczy.
Twoja praca przejawia się w przeróżnych formach. Można Cię oglądać na deskach teatru, ekranach kin czy scenie kabaretowej. Przy produkcjach telewizyjnych nie traktujesz serialu po macoszemu i nie uważasz, że jest to forma gorsza od pełnometrażowego filmu.
Niczego nie traktuję po macoszemu. Do każdej rzeczy staram przygotowywać się w stu procentach – obojętnie czy jest to film, serial, teatr, reklama czy teledysk. Nie różnicuję. Wydaje mi się, że w każdej z tych form można zrobić coś dobrego, z czego skorzystamy w późniejszej drodze. Wszystko nas kształtuje.
Zdarzają się pomyłki. Nie jesteśmy czegoś pewni, potem rzeczywiście okazuje się, że jest trudno – czasami wychodzi, a czasami po prostu nie wychodzi. I to też trzeba przyjąć z pokorą i na klatę.
Czy udział w serialu „Ucho Prezesa” nie jest ryzykowny? Nie boisz się o swój artystyczny byt w kontekście obecnej sytuacji społeczno-politycznej?
Nie myślę o tym w takiej formie. Wydaje mi się, że sztuka powinna być ponad podziałami jakimikolwiek, politycznymi szczególnie.
Scenariusz jest pisany przez znakomitego człowieka jakim jest Robert Górski. To taki nasz narodowy Stańczyk. Uważam, że on to robi naprawdę inteligentnie i z gracją, nikogo nie obrażając.
Wydaje mi się, że to jest po prostu fajny wentyl bezpieczeństwa. Myślę, że oglądają to zarówno ludzie po prawej jak i lewej stronie, w centrum, a może także spoza tego wszystkiego – którzy nie mają nic wspólnego z polityką. Za pomocą sztuki teatru czy sztuki filmu możemy portretować to, co się dzieje w naszej rzeczywistości społecznej, politycznej – i właśnie za pomocą tych środków dyskutować na różne tematy.
Jak przebiega praca na planie?
Przede wszystkim jest to profesjonalna produkcja. Aktorzy chcą się pokazać z jak najlepszej strony. Świetny jest reżyser – Tadziu Śliwa, który bardzo czuje tę materię – rytm, humor, warstwę wizualną. Mamy najlepszych operatorów polskiego kina – Bartek Kaczmarek, Arek Tomiak.
Wydaje mi się, że jak się gra do jednej bramki, to wychodzą bardzo dobre rzeczy.
Czego możemy się spodziewać w drugim sezonie „Ucha Prezesa”?
Dostaję tylko te sceny, w których gram. Mogę zdradzić, że Tomek był na spływie kajakowym i przez dwa miesiące nie miał do czynienia z polityką. Na szczęście od kleszczy też się uwolnił, bo dużo palił fajek i się okapcał.
Nawet gdybym chciał, to więcej nie zdradzę, bo nie mam tych scenariuszy, a z tego co wiem – Robert jest bardzo czujny na to, co dzieje się w polityce i pisze na bieżąco.
Na Showmax i YouTube pojawił się już pierwszy odcinek drugiego sezonu serialu satyrycznego „Ucho Prezesa”.
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]