autor tekstu: Piotr Grabski
– daję 8 łapek!
Zapewne wszyscy pamiętamy taki moment w naszym życiu, który gwałtownie zmienił bieg wydarzeń. Może dlatego „Sashinka” tak bardzo mnie urzekła? To w końcu opowieść, która może dotyczyć każdego z nas.
Sasha to młoda, utalentowana i bardzo ambitna dziewczyna. Jest w kwiecie wieku i bardzo chce złapać Pana Boga za nogi. Nic dziwnego – od samego początku urzeka grą na keyboardzie i umiejętnością pisania piosenek. Istna kandydatka do osiągnięcia sukcesu. Przed nią moment prawdy – ma zagrać pierwszy koncert. Na próbach można zauważyć, że przygotowany przez nią materiał zapowiada się ciekawie.
Sasha wydaje się być skazana na sukces, ponieważ oprócz talentu może cieszyć się także powszechną sympatią. Otaczający ją ludzie szczerze jej kibicują. Dzień poprzedzający wielki debiut postanawia spędzić właśnie ze znajomymi, aby się zrelaksować. Nie spodziewa się jednak, że wielkie emocje dopadną ją wcześniej niż przewidywała…
Nagle do jej domu przychodzi mama – alkoholiczka, z którą Sasha od wielu lat nie ma nic do czynienia. Kobieta w podeszłym wieku jest pełna temperamentu i stanowi totalne przeciwieństwo ambitnej, spokojnej, ułożonej nastolatki. Okłamuje córkę, że nie ma gdzie mieszkać i zadamawia się u niej. Sasha niechętnie przyjmuje matkę, a w duchu czuje, że może to być zły wybór. Przeczucia jej nie mylą, a nawet nadchodząca rzeczywistość przerasta kreślone przez nią czarne scenariusze.
Mama Sashy czuje się w domu córki coraz swobodniej. Próbuje przypodobać się latorośli, która od początku nie jest do niej pozytywnie nastawiona. Przychodzi na próbę, gdzie przypadkowo niszczy instrument czy „wspiera” córkę na koncercie. Sasha nie wytrzymuje, przeżywa załamanie nerwowe, przez które wracają do niej koszmary przeszłości.
„Sashinka” to wielopoziomowa opowieść. Z jednej strony możemy ją interpretować przez pryzmat różnic pokoleń – w tym przypadku między matką a córką. Można również dostrzec w filmie opowieść o chęci wyparcia przeszłości. To też historia o tym jak jedna chwila może zmienić wszystko. I chyba to w tym obrazie jest najlepsze – uniwersalność.
Zachwyca także gra aktorska. Tytułowa rola została bardzo autentycznie odegrana przez Carlę Turcotte, zaś jej filmowa mama – Natalia Dontcheva – zagrała jakby jej życie faktycznie było jedną wielką imprezą bez trzymanki. Te dwie panie przypominają trochę główne charakteryzacje „Tully”, gdzie otrzymaliśmy konfrontację spokojnej, ułożonej kobiety z osobą, która jest wulkanem energii.
Film budzi również skojarzenia z tegorocznym kandydatem do Oscara – „Lady Bird”, gdzie główna postać również chciała „wygrać życie”, pozostawiając za sobą może nie tyle czarną, co mało interesującą przeszłość. I chociaż daleki jestem od nazywania „Sashinki” kanadyjską odpowiedzią na film Grety Gerwig, to wydaje mi się, że niektórzy z Was będą mieli po tym seansie podobne skojarzenia.
Mimo tego że wciąż nie wiadomo, kiedy „Sashinka” trafi do oficjalnej dystrybucji, to warto się nią zainteresować. Jeśli pojawi się w polskich kinach w 2019 roku, to może być to jedna z najważniejszych premier najbliższych dwunastu miesięcy. Świadczy o tym nie tylko moja pozytywna recenzja czy obecność na Tofifeście, ale również wygrana na MFF w Seattle.
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]