Alfonso Cuarón powraca do korzeni. Po przygodzie z wielkim hollywoodzkim kinem pełnym gwiazd przenosi się do Meksyku, by opowiedzieć kameralną historię pokrewieństwa kobiecych dusz. Nigdzie się nie spieszy, nie sili się na efektowne rozwiązania, a całość zawierza sile wspólnotowego celebrowania rzeczywistości. Roma to pochwała kobiecości w czystej formie bez upiększeń i podniosłych haseł. Cuarón tworzy jeden z najbardziej osobistych filmów i zachwyca przejrzystością opowiadanej historii.
Przenosi nas do Mexico City w burzliwych latach 70. Na ulicach rozgrywa się zawierucha dziejów, protestujący giną za swoje przekonania, a w jednym z miejscowych domów toczy się zwyczajne życie. Cleo (Yalitza Aparicio) jest jedną ze służących w domu pani Sofii. Dba o porządek, opiekuje się czwórką dzieci i bez wahania jest obecna na każde wezwanie. Taki obraz zależności mógłby prowokować negatywne skojarzenia burżuazyjnego wyzysku – szczególnie że Cleo pochodzi z nizin społecznych i zwyczajnie jest w pełni zależna od łaski swoich pracodawców. Tymczasem Cuarón portretuje niezwykle ciepłą i wzruszającą relację między służącą a jej rodziną.
Cleo jest członkiem rodziny. Spędza z państwem i dziećmi święta i wakacje, a kiedy w domu pojawia się wiecznie niezadowolony mąż Sofii, unika konfrontacji. Za swoją dobroć i wsparcie zostaje nagrodzona szacunkiem i miłością. Kiedy zachodzi w ciążę i wszyscy mogliby się spodziewać, że zostanie wyrzucona z pracy, Cleo otrzymuje najlepszą lekarską pomoc i wspólne wybieranie kołyski. Ich wzajemne relacje wydają się zupełnie naturalne i w taki sposób portretuje je meksykański reżyser.
Roma zachwyca nie tylko formalnym wykonaniem. Cuarón dzierżył w swych dłoniach wielką odpowiedzialność, zajmując się nie tylko reżyserią i scenariuszem, ale również zdjęciami. Film stworzony bez Emmanuela Lubezkiego opiera się na skromnym, czarno-białym portrecie niepisanej kobiecej solidarności. Subtelne zdjęcia punktują to, co najważniejsze, płynnie przechodząc od planów ogólnych do zbliżeń. Reżyser wyciąga esencję zachowań i reakcji, ale daleko mu do emocjonalnego szantażu.
Całość jest niebywale powściągliwa w wyrażaniu emocji, dlatego tak wielkie znaczenie mają wychwycone momenty przełomowe. Czy to wyciągnięcie pomocnej dłoni przez Sofię, kiedy Cleo cierpi po stracie, czy przełamanie lęku przed wodą, by ratować topiące się dzieci. Roma to film pięknych chwil i ulotnych spojrzeń zrealizowany z ogromnym wyczuciem i ambicją. Skromny, acz niebywale osobisty, przez co prawdziwie poruszający.