-daję 8 łapek!
Rocketman jest niczym barwny ptak, który śpiewa smutnym głosem. Pełen wybuchowej energii podszyty jest ciągłą tęsknotą za prostymi uczuciami. Za zrozumieniem, akceptacją i docenieniem wśród najbliższych. Dexter Fletcher opowiada o Eltonie Johnie z dala od siermiężnej dosłowności. Jego świat pełen jest metafor, przerysowań i udanego absurdu, które fenomenalnie korespondują z charyzmą wokalisty.
Fletcherowi udało się osiągnąć to, czego zabrakło w s u Bohemian Rhapsody o Freddiem Mercurym. Rozbrajająca szczerość, nieunikanie tematu uzależnień i homoseksualizmu wokalisty wysuwają się na pierwszy plan, zostawiając trwały ślad na muzyce Eltona. I choć Rocketman skupia się na geniuszu i talencie showmana, nie podchodzi do niego na kolanach z bezkrytycznym uwielbieniem. Zamykając opowieść w ramach terapeutycznej rozmowy na odwyku, tworzy spójną historię, w której każde zdarzenie jest konsekwencją dokonywanych wyborów.
Czytaj także: Bohemian Rhapsody
Aby zrozumieć fenomen Eltona Johna (Taron Egerton), jego tęsknoty i pragnienia cofamy się do jego dzieciństwa. Wchodzimy do skromnego domu w Londynie, gdzie w centrum znajduje się egoistyczna matka (Bryce Dallas Howard), empatyczna babcia (Gemma Jones) i niekochający ojciec (Steven Mackintosh). Surowe wychowanie, brak emocjonalnego wsparcia i wyobcowanie kładą się cieniem na dorosłym życiu Eltona, który nieustannie pragnie bycia kochanym. Toksyczne relacje i zranione uczucia kształtują jego osobowości i sposób postrzegania rzeczywistości. Kiedy jego kariera nabiera tempa, pragnienie normalności nie ułatwia mu życia. Skromny chłopak staje się uwielbiany przez tłumy. A wszystko, dzięki talentowi i genialnemu autorowi tekstów Berniemu (Jamie Bell), który przypadkiem pojwił się na jego drodze.
Bernie i Elton tworzą duet idealny. Przyjaciele razem zdobywają szczyty. I choć nie zawsze idą w tą samą stronę, potrafią spotykać się w tym samym miejscu w trudnych chwilach. Fletcher pokazuje przełomowe momenty, zachwyca się urokiem osobistym wokalisty i z fascynacją przygląda się barwnej rewolucji, która wydarza się na scenie. Rozszalałe pomysły, nieograniczona energia i zaskakujące kostiumy tworzą sceniczną personę. Osobowość, za którą skrywa się wciąż ten sam nieśmiały Reggie o genialnym słuchu i wyczuciu rytmu.
Czytaj także: Vita i Virginia
W Rocketman to wbrew pozorom kameralny portret mężczyzny wchodzącego na szczyt, doświadczającego sukcesu i powolnego upadku. W rozbuchanej scenografii i szalonych choreografiach znajduje się człowiek z krwi i kości. Taron Egerton radzi sobie fenomenalnie, dawkując szaleństwo i desperację. W jego roli nie ma żadnej fałszywej nuty, pomimo tego, że nie stara się odtworzyć Eltona Johna jeden do jednego. Jest wyśmienity na scenie, ale przede wszystkim zachwyca tęsknym spojrzeniem i rozczarowaniem sławą. Zasługuje na Oscara na równi z Rami Malekiem.
Queerowe szaleństwo i emocje posypane brokatem nie starają się przyćmić mrocznych stron kariery i desperackiego szukania miłości. Rocketman pozwala – choć odrobinkę – zrozumieć Eltona Johna. Pokazuje, jak tworzył, jak przeżywał i gubił się we własnych emocjach, ale przede wszystkim opowiada o tym, jak artysta podniósł się po upadku. I’m still standing jest lepsze niż Show must go on!