Randka w  ciemno ma to do siebie, że nigdy nie wiemy, czego się spodziewać. Podobnie jest z kinem – wybieramy się pewnymi oczekiwaniami, podążając za ramami gatunku, opisu czy zasłyszanych opinii. Mimo wszystkich danych jakie posiadamy, film może nas zaskoczyć, rozczarować albo zwyczajnie znudzić. Nowi twórcy mają czystą kartę i przestrzeń do robienia niespodzianek. Anna Kendrick, która w Randce w ciemno, debiutuje jako reżyserka, wybiera najbardziej zachowawczą drogę. Jej film o seryjnym mordercy nie jest ani straszny, ani psychologicznie zawiły, lecz zwyczajnie letni i pozbawiony autorskiego pazura.

Randka w ciemno: na randce z mordercą

W Randce w ciemno mamy dwóch głównych bohaterów: Rodneya (Daniel Zovatto) i Sheryl (Anna Kendrick). On jest żądnym krwi mordercą, który zaspokaja swoje potrzeby i fantazje, odbierając życie kobietom. Narcyz z niebywałą charyzmą przyciąga uwagę i nie zamierza od niej uciekać. Ona to aspirująca aktorka, która bez powodzenia próbuje znaleźć pracę w odmętach hollywoodzkich produkcji. Spotkają się w tytułowym programie, do którego Sheryl zgłosiła jej agentka. Rodney zrobi na niej dobre wrażenie, ale randka z pewnością nie będzie tym, czego się spodziewała. 

Anna Kendrick buduje swoją opowieść z różnych płaszczyzn czasowych. Pokazuje poczynania Rodney’a od początku lat 70., aż do aresztowania. Przygląda się jego spotkaniom z kobietami, ale nie stawia żadnych pytań o to, kim jest ten mężczyzna i dlaczego robi to, co robi. Za mało też w tym filmie analizy, dlaczego policja zawiodła i dała mu przestrzeń do morderczych działań, choć był kilkakrotnie aresztowany. To raczej opowieść o grze pozorów i banalności zła. W urokliwym mężczyźnie może kryć się bestia i nigdy nie wiemy, kiedy możemy spodziewać się ataku.

Przeczytaj także: Queer

Randka w ciemno przenosi nas stylistycznie w kolorowe lata 70. Jest skąpana w ciepłych barwach i kalifornijskim słońcu. Choć opowiada o prawdziwym seryjnym mordercy (Rodney Alcala zabił ponad 100 kobiet), nie potrafi zbudować nastroju niepokoju i osaczenia. Kendrick mówi o mizoginii, przyzwoleniu na seksizm i ignorowaniu ofiar. Trafnie punktuje znieczulicę i próbuje wprowadzić kobiece spojrzenie. Niestety jej film nudzi oczywistościami i banalnymi rozwiązaniami. Magnetyzm i urok osobisty mogą być zwodnicze. 

daję 5 łapek!

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply