– daję 5 łapek!
W gąszczu melancholijnych dramatów pełnych górnolotnych morałów bywam spragniona pełnokrwistego thrillera, którego akcję śledzę z zapartym tchem. „Przemiana” zapowiadała się naprawdę dobrze i zdawała się być tym, na co czekałam. Jestem pewna, że wielu z Was będzie rozkoszować się tym filmem do końca.
Laura Chant (Erana James) mieszka z mamą i młodszym bratem. Z obojgiem łączą ją silne więzi. Ciepła i troski w tej rodzinie nie brakuje, choć nie zawsze jest kolorowo. Matka (Melanie Lynskey) dużo pracuje, więc na barkach nastolatki spoczywa obowiązek opieki nad pięcioletnim Jacko (Benji Purchase).
Dziewczyna jest pewna, że bratu coś zagraża. Przeczucia nigdy jej nie zawodzą. Przewidziała tragedię, jaką było niedawne trzęsienie ziemi. Teraz jej lustrzane odbicie znowu ją przed czymś ostrzega. Matka jednak nie daje wiary jej zapewnienom o nadchodzącym niebezpieczeństwie i porównuje córkę do ojca Laury. Ojca, którego nie ma przy rodzinie – i choć często wspominany – pozostaje dla widza owiany tajemnicą.
Pewnego dnia Jacko znika z oczu opiekującej się nim Laury. Dziewczyna w panice szuka brata i w końcu znajduje go w sklepiku ze starociami. Chłopiec rozmawia ze starszym mężczyzną (Timothy Spall – jeden z najmocniejszych punktów produkcji), który oferuje mu przybicie uroczego stempelka na rączce. Jacko ufnie wyciąga dłoń, ale odbity po chwili obrazek z tuszu nie przedstawia obiecanego motylka…
Samopoczucie chłopca pogarsza się, odkąd nosi on dziwny znak na ręce. Co gorsza, mężczyzna ze sklepu z zabawkami nachodzi rodzinę w domu. Także w szkole Laura nie może uwolnić się od niedyskretnego spojrzenia jednego z nowych uczniów (Nicholas Galitzine).
W tym momencie moje zachwyty dla filmu nie mają końca. Co prawda widoczne jest, że budżetem „Przemiana” nie dorównuje hollywódzkim produkcjom, ale gra aktorska (także młodych aktorow) zupełnie satysfakcjonuje, a absorbująca intryga rodzi kolejne pytania, na które z przyjemnością usiłujemy znaleźć odpowiedzi.
Niestety finalnie poplątanie z pomieszaniem czyni mnie zażenowaną. Nie mam nic przeciwko oderwaniu od rzeczywistości – akceptuję fantasy i science fiction – ale także w kinie tego rodzaju oczekuję jakiekolwiek logiki. Podążania za regułami – chociażby absurdalnymi – ale jednak podążania za jakimiś regułami rządzącymi światem przedstawionym.
Pamiętajcie, że łapki są tylko łapkami. To symboliczny wyraz subiektywnej opinii krytyka. W mój gust wpisuje się jedynie pewna część „Przemiany” – ale wiem, że całość może zjednać sobie wielu odbiorców. Intryga, zagadka, niebezpieczeństwo, ryzyko, ofiara, miłość. To rzeczy, które w kinie lubimy i które nowozelandzka produkcja może nam zaoferować. Napięcie godne thrillera, a czy historia Laury Was do siebie przekona – to już kwestia indywidualnych wrażliwości i gustu.
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]