Pozycja obowiązkowa to raczej opcja, którą można wybrać w nudny wieczór. Hollywood rzadko sięga po dojrzałe kobiece bohaterki, które lata świetności mają już za sobą. Tym bardziej należy docenić film Billa Holdermana. Szkoda, że na tym kończą się wszystkie zalety komedii romantycznej zanurzonej w bogatym świecie Los Angeles. Debiutujący reżyser stworzył produkcję toporną, bez lekkości i polotu, która kuleje nie tyle na poziomie scenariusza, co wizualnej realizacji. Szalonym – pozornie – seniorkom brak pazura i ekranowej chemii.
Diane (Diane Keaton), Vivian (Jane Fonda), Sharon (Candice Bergen) i Carol (Mary Steenburgen) znają się od lat. Razem dorastały, przeżywały pierwsze miłości, wzloty I upadki. Nieprzerwanie spotykają się ze sobą, dzielą swoimi radościami i smutkami, a tego tworzą klub czytelniczy. Co jakiś czas jedna z nich wybiera książkę, o której potem dyskutują. Pewnego dnia w ich ręce wpada 50 twarzy Greya, budząc uśpione pragnienia i prowokując do rozmowy o ich życiu erotycznym. Fantastycznym pomysłem wydaje się opowieść o dojrzałej kobiecości, seksualności niezależnej od wieku i pragnieniu bliskości. Niestety perypetie bohaterek przypominają pierwsze miłości nastolatek, a ich problemy zostają narysowane grubą kreską. Zresztą same charaktery stają się jednowymiarowe, oparte na konkretnej cesze. Diane to dobroduszna matka, która ciągle stara się myśleć o innych, Vivian – raz zraniona – jest wolnym duchem uciekającym od miłości, Sharon to powściągliwa pani sędzia, a Carol rysuje się jako przesłodka żona z przedmieścia.
Przyjaciółki rozpoczynają uczuciową wędrówkę, by przekonać się, czego tak naprawdę pragną od życia. Wspólnie odkryją, że miłość i szczęście są na wyciągnięcie ręki, trzeba tylko pokonać własne obawy i lęki. Banalne przesłanie ma sobie nieco uroku, dodaje opowiadanej historii naiwności i otuchy, że odrobiną wysiłku można odnaleźć upragnione uczucie.
Pozycja obowiązkowa oferuje przewidywalne rozwiązania i lekki humor, nie przekraczając granic dobrego smaku. Wszystko jest poprawne i ugładzone jak garsonki Sharon. Ocieka powściągliwością i sztywną elegancją Vivian. Jedynie Carol i Diane próbują wprowadzić nieco szaleństwa, ale niemal natychmiast wpadają w pułapkę nieudolnej realizacji. Holderman nie potrafi rozkładać akcentów i budować tempa narracji. Niektóre momenty ciągną się w nieskończoność, gdy inne nikną w bezsensownym galopie. Zadziwia brak radosnej energii między aktorkami, która byłaby w stanie przeniknąć przez ekran, przez co całość wydaje się wplątana w jakiś sztywny gorset konwenansów, którego nie jest w stanie rozsupłać nawet Christian Grey.
Ten film zachwyca umiejętną celebracją kobiecej przyjaźni na dobre i na złe. Pokazuje dojrzałe, zaradne kobiety, opowiada o seksualności (choć w ramach hollywoodzkiej poprawności) i nie unika przyjemnego humoru. Zapewne w rękach wprawnego reżysera Pozycja obowiązkowa zyskałaby nieco wdzięku i pazura, a tak zapada się w nieudolnej realizacji. Przyjemna opowieść bez grama wypieków na twarzy.
Za seans dziękuję