– daję 4 łapki!

Czy się ośmielę? Starczy mi – dziecięciu pasjonującemu się od lat kilku kinem – odwagi, by napisać wszystko, co myślę o ostatnim filmie Mistrza? Nie podobał mi się. A często nawet okrutnie drażnił.

„Powidoki” bardzo konwencjonalnie i linearnie opowiadają historię urodzonego w 1893 roku Władysława Strzemińskiego – docenianego niegdyś malarza znanego m.in. z teorii unizmu.

Hanna (Zofia Wichłacz znana z „Miasta 44”) przyjeżdża z Warszawy, by uczyć się w łódzkiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych. Przychodzi na plener i pyta innych studentów o profesora. Zostaje jej wskazany posiwiały mężczyzna, podpierający się kulami. By szybko dotrzeć do nowej uczennicy, Strzemiński postanawia sturlać się zboczem. Staje obok Hani i rozpoczyna wykład o powidokach.

Grudzień 1948 roku. W swoim skromnym mieszkaniu Strzemiński wpatruje się w płótno. Zamierza zacząć malować, gdy nagle robi się ono czerwone. To za sprawą materiału, który przesłonił całe okno. Na ścianę budynku wciągana jest podobizna Stalina na czerwonym tle. Artysta niszczy płachtę i tak w filmie zaczynają się jego problemy z władzą.

To, co „Powidoki” robią dobrze, to pokazanie bzdur piętrzących się w komunistycznej rzeczywistości. Absurd i beznadzieja. Żenująca śmieszność po stronie władzy i bezsilność zwykłych obywateli.

Wszystko inne w tym filmie zawodzi.

Kadr z filmu „Powidoki”. © foto: Akson Studio, Anna Włoch

W momencie, kiedy postanowiłam traktować produkcję bardziej jak sztukę niż film – seans zaczynał mnie mniej męczyć. Aktorzy często zachowują się, jakby grali w teatrze. Przesadne – jakby symboliczne – ruchy, nadmierna egzaltacja wyrażona w rozbieganym spojrzeniu i uchylonych ustach.

Współczesny film wygląda inaczej. Dziś na ekranie oglądamy sceny bardzo upodabniające się do rzeczywistości; wygrywa przeciętność, zwyczajność – naturalność. U Wajdy wszystko jest karykaturalne.

Czy to celowy zabieg? Reżyser postanowił zagrać formą, nawiązując do twórczości Strzemińskiego? To puszczenie oka do widza? Teatr na dużym ekranie? Do mnie nie przemawia, nie kupuję tego.

Kadr z filmu „Powidoki”. © foto: Akson Studio, Anna Włoch

Wiele dialogów nie wnosi absolutnie nic. Niektóre sceny wydają się być słabą improwizacją nieprzygotowanych aktorów, którą montażysta nieopatrznie zostawił w produkcji. Jakby niedokończone, dezorientujące w momencie niespodziewanego zakończenia ujęcia.

Bardzo źle się tego słucha. Bohaterowie wypowiadają się, jakby recytowali wykuty tekst. Momentami nie ma w tym ani odrobiny naturalności. Między postaciami trudno doszukać się krzty chemii.

Najsłabszym punktem jest 15-letnia córka Zbigniewa Zamachowskiego. Bronia – mająca wcielić się w latorośl malarza, Nikę – prezentuje intonację i mimikę odpowiadające poziomowi szkolnych teatrzyków czy seriali paradokumentalnych.

Irytuje także recytujący i eksperymentujący z akcentowaniem Linda. Snuje opowieści w sposób podobny do księdza, posiłkującego się notatkami podczas kazania. Z kolei Wichłacz jeden jedyny raz celująco odmalowuje na twarzy uwielbienie do malarza. Poza tym jej kreacja warta jest nominacji do Węża.

Kadr z filmu „Powidoki”. © foto: Akson Studio, Anna Włoch

Potknięć technicznych w „Powidokach” na pęczki. Sztuczny gwar, nieadekwatny do sytuacji śmiech większej ilości osób niż występująca w scenie; losowe ruchy aktorów przy wyciszeniu i zamykaniu ujęcia; desynchronizacja dźwięku i obrazu.

Hanka wchodzi do mieszkania i nie zauważa Niki. Kiedy córka malarza się odzywa, poruszona Hania reaguje na dźwięk głosu dziewczynki. Oczywiście z okropnie nienaturalnym opóźnieniem, by widz po zmianie kadru wyraźnie zauważył na kolejnym ujęciu jak drgnęła.

„Powidoki” to historia, którą należało opowiedzieć, ale w zupełnie innej formie. Wajda poruszył tematykę godną mistrza, ale przedstawił ją w sposób zupełnie jego niegodny.


Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!

[R-slider id=”2″]

 

About the Author

Radiowiec, prawnik, podróżnik. Niekoniecznie w takiej kolejności. Nade wszystko: kinomaniak.

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply