– daję 4 łapki!

Pokot to film niedoskonały w opowiadanej historii. Zatopiony w onirycznym świecie górskiej natury. Otoczony lasami i dziką zwierzyną niesie w sobie potencjał na pewną odrębność ludzi i wydarzeń od hermetycznej i dobrze znanej rzeczywistości. Agnieszka Holland otrzymała fantastyczny materiał wyjściowy w postaci książki Olgi Tokarczuk („Prowadź pług swój przez kości umarłych”), ale zrobiła kino letnie, bez szaleńczej werwy i emocjonalnego zaangażowania.

Pokot

Pokot – szaleństwa starszej pani

Starsza pani nad ranem zostaje obudzona przez rozhasane psy. Dwie suczki nazywane przez nią dziewczynkami są całym jej światem – namiastką rodziny, którą może obdarzyć uczuciem. Tajemnicze zniknięcie czworonożnych ulubieńców tkwi zadrą w jej sercu, a to tylko wstęp ku prywatnej krucjacie przeciwko myśliwskim tradycjom i łowieckim zamiłowaniom męskiej społeczności miasteczka.

Tok opowieści wyznacza kalendarz myśliwski. Sezon na dziki, sarny czy lisy zastępuje klasyczny podział na pory roku. Czas upływa, w małej miejscowości przybywa trupów. I choć można zacząć się obawiać seryjnego mordercy, niebezpiecznej tajemnicy i oczekiwać zagadki do rozwiązania, Holland nie jest zainteresowana kryminalną intrygą. Pokazuje jednostkę uwikłaną w swoje ideały – nawiedzoną starszą panią, dla której natura staje się dobrem najwyższym. Gdyby Duszejko (Agnieszka Mandat) balansowała na granicy szaleństwa, moglibyśmy z większym zaangażowaniem śledzić jej losy. Można się zastanowić, czy pozorna normalność, nudna rzeczywistości i banalność popełnianych zbrodni, działa na korzyść opowiadanej historii.

Pokot

Sporo postaci pojawia się na ekranie (policyjny informatyk, Dobra Nowina, ksiądz, sąsiad). Wchodzą w pretensjonalne zagrania i momentami nachalne popychają fabułę do przodu. Bez nich całość wciąż toczyłaby się swoim rytmem, pozwalając widzom na nieco intuicyjne podążanie z fabularnymi rozwiązaniami. Łopatologia myśli, dopełnianie słów obrazem, a obrazu słowami multiplikuje treści, które można by przekazać w jednej, wybranej formie.

Bawi demoniczny Marcin Bosak  jako ksiądz, który z przekonaniem mówi o polowaniu na zwierzęta jako dar od Boga dla ludzi, przywilej w uporządkowaniu ziemi. O groteskę ociera się Dyzio (Jakub Gierszał), policyjny informatyk, który jednym przyciskiem jest w stanie wyłączyć światła w całym mieście (włączając w to samochody!). Zdaje się odszczepieńcem, rozedrganym młodzieńcem zakochanym w poezji, którego nachalny manieryzm skręca w stronę dziwnego, niewytłumaczalnego szaleństwa. Staje się postacią śmieszną, przerysowaną i zupełnie niepotrzebną w opowieści traktowanej zupełnie serio.

Pokot można uznać za rzeczywistość magiczną, nieco wymyśloną, ale wciąż uderzają absurdalne rozwiązania. Dzieci z nauczycielką biegają nocą po lesie, sąsiad w środku nocy znajduje martwego sąsiada, a lokalny biznesmen prowadzi burdel pełen króliczków Playboya. Dosłowność inscenizacji odbiera Pokotowi pewnej metaforyki w wymowie. A samodzielna krucjata Duszejko przeciwko morderczym myśliwym, choć zbudowana na krzyku i głośnym buncie, wydaje się uciekać górnolotnym interpretacjom.

Agnieszka Holland doskonale portretuje naturę, wtapia w nią człowieka i jego życie. Z wprawą rozgrywa przestrzeń lasów, łąk i małych wiejskich domków, ale staje w pół kroku między oniryzmem i sielankowością a kryminalną intrygą. Jolanta Dylewska i Rafał Paradowski (operatorzy zdjęć) doskonale budują atmosferę, ale same zdjęcia to za mało, by wtopić się w opowiadaną historię. Jest pięknie, ale nie do końca ciekawie.

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply