Thriller z mrożącą krew w żyłach zagadką? Romans? Dramat rodzinny? A może smutna historia człowieka, który rezygnuje z marzeń? Płomienie Chang-dong Lee są wszystkim po trochę, ale daleko im do chaotycznego miszmaszu. Koreański twórca wodzi widzów za nos, a w powolnej narracji przemyca niebywałe smaczki. Detale wpływające na wydźwięk całości. Ten film ucieka łatwym kategoryzacjom, a bohaterowie zyskują wiele twarzy. Od widza zależy, czy będzie chciał je odkrywać.
Płomienie, zainspirowane opowiadania Harukiego Murakamiego „Spalenie stodoły”, są niczym pantomima. Już na początku jedna z bohaterek podkreśla, że w tej sztuce najważniejszym jest nie tyle wyobrażenie sobie, że coś jest, ale zapominanie, iż czegoś nie ma. I to może być klucz to odkrywania filmu Lee. Nie znajdziemy w nim żadnej sceny, która pozwoli nam rozgryźć fabularne zawiłości. Nie pojawi się krótkie wyjaśnienie zdarzeń. To raczej wędrówka pomiędzy wydarzeniami, które mogły mieć miejsce, ale czy na pewno miały…
Fabuła jest dość prosta. Jong-soo (Ah In Yoo), początkujący pisarz, musi przenieść się z miasta na wieś, by zająć się gospodarstwem pod nieobecność ojca. Ten z kolei został oskarżony o napaść i wtrącony do więzienia. Toczy się właśnie proces w jego sprawie, ale na próżno Jong-soo poszukuje pomocy. Jego ojciec zdążył już narobić sobie we wsi wrogów. Chłopak musi radzić sobie sam. Podczas jednej z wypraw do miasta wpada na znajomą z dzieciństwa Hae-mi (Jong-seo Jun). Choć nie do końca ją pamięta, spędza z nią trochę czasu i zgadza się zaopiekować kotem podczas jej wyprawy do Kenii. Jong-soo odwiedza jej mieszkanie, masturbuje się, patrząc na wieże za oknem i dogląda zwierzaka, którego nigdy nie było mu dane zobaczyć. Pech chce, że dziewczyna z podróży przywozi nie tyle pamiątki, co nowego przyjaciela. Chłopak będzie musiał nauczyć się dzielić swoją miłością z bogatym i przystojnym Benem (Steven Yeun).
Młody idealista, który zaczytuje się Faulknerem i Fitzgeraldem, trafia na prawdziwego Wielkiego Gatsby’ego. Trudno mu rywalizować z ekskluzywnym mieszkaniem w bogatej dzielnicy Seulu i szybkim Porsche. Sam mieszka w rozpadającym się domu w pobliżu granicy, gdzie słychać komunikaty propagandy Korei Północnej. Wszystko się zmienia, kiedy Hae-mi znika, a Jong-seo zaczyna jej poszukiwać. Zatapia się coraz bardziej w odmętach swojej pamięci i z pełnym zaangażowaniem śledzi Bena.
Lee potrafi wzbudzać niepokój. Jego realistyczna opowieść wydaje się prawdziwa, ale pełno w niej pytań i wątpliwości. Kim tak naprawdę jest Hae-mi, skoro Jong-soo na początku jej nie rozpoznał? Czy Ben to prawdziwy rywal, a może tylko słodka zemsta skrzywdzonej niegdyś dziewczyny? Koreański twórca pozostawia wszystkie pytania bez odpowiedzi, tylko podrzuca tropy, a w jego świecie zaczynamy się czuć tak samo zagubieni jak Jong-soo. Chłopak daje się wodzić za nos losowi. Bez wahania angażuje się w miłosny trójkąt, daje się w wplątać Benowi w przedziwną intrygę z podpalaniem szklarni. Kiedy w mieszkaniu mężczyzny znajduje półkę pełną kobiecych bransoletek, rozum podsuwa mu jednoznaczne rozwiązania.
Płomienie w swym wolnym tempie nie tracą wewnętrznego napięcia. Lee powoli buduje akcję, aż doprowadza do finałowej kulminacji. Zaciska pętlę i podąża za dobrze znanymi schematami myślenia. Jong-soo wpada w pułapkę własnych przekonań i lęków, a Lee pozwala mu działać instynktownie. Bez nadziei na wytłumaczenie okoliczności, które popchnęły bohatera do ostateczności. Lee pozwala na to, by płomienie trafiły bohaterów od wewnątrz.