Czy komedia romantyczna musi trącić banałem? Mitja Okorn stara się jak najbardziej oddać ducha naszych czasów, poczynić obserwacje na temat rozpaczliwego poszukiwania miłości. Jednak ostatecznie zamienia się w moralizatora. Głosi znane prawdy: bądź uczciwy, sprawiedliwy, wybaczaj innym, akceptuj siebie i pamiętaj, że musisz „walczyć nie o to, czego chcesz, a o to, czego potrzebujesz”.
„Planeta Singli” to komedia romantyczna i po części moralitet. Ania (Agnieszka Więdłocha), nauczycielka muzyki, staroświecka romantyczka nieskutecznie poszukuje miłością. Nie jest bierną księżniczką, która w wieży czeka na swojego księcia. Za namową przypadkowo poznanego prezentera talk show postanawia umawiać się na randki przez internet. Otchłanie sieci skrywają plejadę barwnych osobowości, a rzeczywistość nigdy nie jest w stanie dorównać wirtualnym wyobrażeniom. Dziewczyna przeżywa porażkę za porażką, a Tomasz (Maciej Stuhr) zdobywa coraz większą widownię, wykorzystując jej doświadczenia do tworzenia swojego programu.
Dwoje nieszczęśliwych ludzi, poplątane losy i smutna przeszłość zostają zatopione w warszawskiej rzeczywistości, która ponownie ocieka luksusem dobrze urządzonych mieszkań i modnych ubrań. Piękni ludzie w pięknym świecie żyją jak w bańce mydlanej, a jedynym głosem rozsądku jest Bogdan (Tomasz Karolak), dyrektor szkoły podstawowej, który głośno grzmi o niedofinansowaniu polskiej edukacji.
Problemy naszych bohaterów standardowo wynikają z nieszczęśliwych przeżyć w dzieciństwie (Freud się cieszy), ale to miłość daje nutkę orzeźwienia. Niekwestionowanym lekiem na całe zło okazuje się muzyka, a ciągle powtarzana piosenka „Dni, których jeszcze nie znamy” dodaje otuchy i nadziei na przyszłość. Mitja Okorn przy pomocy międzynarodowego grona scenarzystów miał stworzyć niegłupie kino rozrywkowe. Częściowo mu się to udało. Nie ma w „Planecie Singli” rubasznych żartów rodem z „Wyjazdu integracyjnego”, żenady „Dzień dobry, kocham cię” czy przede wszystkim serii gagów, o której zbudowane są obie części „Wkręconych”. Film zawiera spójną historię, która bawi i smuci, a do tego ciekawych bohaterów. Co więc jest nie tak?
Wykorzystanie zeszytu wszystkich romantyczno – komediowych nutek, momentami nachalne edukowanie i długość opowieści, która ze spokojem pozwala zapomnieć o drobnych potknięciach z początku. I choć „Planeta Singli” ma w sobie parę wad, to jednak bawi i wzrusza. Rozczula zagubieniem bohaterów, uwypukleniem stereotypowego myślenia kobiet, które pragną rycerza na białym rumaku i mężczyzn zagubionych w feministycznym świecie. Ostatecznie jednak wszyscy wychodzą zwycięsko, a Mitji Okornowi udaje się stworzyć specyficzną atmosferę tak bardzo lubianą z „Listów do M.”.