Taika Waititi przyzwyczaił nas do wyjątkowego poczucia humoru. W nawet najbardziej poważnej sytuacji potrafi rzucić żart, który rozładuje atmosferę. Szuka pozytywów i nigdy nie traci serca do swoich bohaterów. Pierwszy gol to celebracja człowieka, jego siły i woli walki, a także przynależności do wspólnoty, a zarazem film, który po raz pierwszy zawodzi za sprawą reżyserskich manieryzmów i nie zawsze trafionego humoru.

Pierwszy gol: Dobra historia, słaby Waititi

Tym razem nowozelandzki reżyser wyrusza do Samoa Amerykańskiego, by śledzić losy drużyny piłkarskiej uznanej za najgorszą na świecie. Członkom drużyny nie można odmówić ducha walki, ale brak im umiejętności i chęci rywalizacji. W ten sposób Samoańczycy trafili na ostatnie miejsce w rankingu FIFA i zapisali się w historii jako drużyna z największą porażka (0:31 w meczu z Australią). Piłkarze, którzy na co dzień normalnie pracują nie potrafią odnaleźć się w brutalnym świecie sportowej rywalizacji, gdzie nie tyle liczą się same chęci, co spryt, odwaga i determinacja. Nieustannie uśmiechnięci i pozytywnie nastawieni mężczyźni chcą pokonać przeciwnika swoim wdziękiem i miłością. Ta droga nie zawsze prowadzi do sukcesu. By pomóc w eliminacjach do Mistrzostw Świata, do Samoa Amerykańskiego przybywa Thomas Rongen (Michael Fassbender). Podróż na wyspę to dla niego kara za przewinienia i problemy z agresją, ale i szansa, by odkupić winy.

Pierwszy gol ma serce po właściwej stronie. Pełen jest pozytywnych emocji, sportowego ducha i celebracji wspólnotowości. To kino sportowe, ale też opowiadające o duchowej drodze, podczas której dochodzi do pojednania z własnymi demonami. Thomas zmaga się ze stratą: dziecka, żony i kariery, członkowie drużyny z widmem porażki czy brakiem akceptacji. Pierwsze skrzypce odgrywa pierwsza transpłciowa kobieta Jaiyah (Kaimana), która wzięła udział w rozgrywkach męskiej ligi. Widzimy też niebywale pozytywnego prezesa piłkarskiej federacji kraju, Tavita (Oscar Kighley), nieco nierozgarniętego policjanta czy otyłego bramkarza, któremu brak umiejętności, ale nie można mu odmówić ducha walki. Waititi zdaje się kolekcjonować wyjątkowych i charakterystycznych bohaterów, ale nie wykorzystuje ich potencjału. Nowozelandzki reżyser zaprzęga do pracy stereotypy i klisze. Powtarza znane ze swoich wcześniejszych produkcji schematy i idzie na scenariuszową łatwiznę.

Przeczytaj także: Dream Scenario

Trudno uciec od wrażenia, że Pierwszy gol jest napisany grubą kreską. Cała historia została wzięta w nawias za sprawą klamry narracyjnej. Waititi w stroju kapłana zapowiada niesamowite zdarzenia i finalnie puentuje całą opowieść. Takie postawienie sprawy pokazuje, że bohaterowie nie są traktowani do końca na serio. Ludzie z krwi i kości są sprowadzeni do filmowych figur, które mają proste zadanie do spełnienia – być nośnikiem ironicznych komentarzy. Tym razem jednak żart Waitigiego nie zawsze bawi, cringe nie trafia w punkt, a przebieg akcji czasami rozczarowuje. Styl reżysera stał się największą przeszkodą, by stworzyć zajmującą opowieść zgodną z prawidłami gatunku. Wywrotowość twórcy gra na jego niekorzyść, sprawiając wrażenie, że całość powstała od niechcenia i na szybko.

Choć można reżyserowi Jojo Rabbit wiele zarzucić, produkcja potrafi się sama obronić. Opowiada historia może chwytać za serce. W końcu trudno nie kibicować bohaterom, którzy podnoszą się z porażki i z wysoko podniesionym czołem i uśmiechem na ustach ponownie stają do walki. Gdy wszyscy oczekują od nich przegranej, potrafią walczyć do końca o tej jednego gola. Pierwszy gol wciąga najbardziej wtedy, kiedy Waititi porzuca budowany na siłę humor, a zwyczajnie przygląda się swoim bohaterom. To w ich barwnych osobowościach tkwi siła. W ten sposób dostajemy niezbyt dobry film, która naprawdę może się podobać. To feel good movie, który zaraża pozytywną energią i daje nadzieję, że zawsze można znaleźć drogę ku lepszemu, nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji.

daję 6 łapek!

Related Posts

Warszawski bon vivant z bagażem doświadczeń i kieliszkiem w dłoni raczej nie wzbudza sympatii od...

Mam taką przypadłość, że jak już coś zacznę oglądać, to muszę skończyć. Staram się dawać szansę...

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Leave a Reply