Świat baśni to nie tylko potulne opowieści czytane dzieciom na dobranoc. Tajemnicze wydarzenia, czarownice, potwory i złowrogie przepowiednie obecne są niemal na każdym kroku.
Matteo Garrone postanowił sięgnąć do tego magicznego świata, który daje nie tylko ogromne możliwości wizualne, ale przede wszystkim intelektualny komentarz na temat natury ludzkiej i ukrytych pragnień. Wzorując się na „Baśni nad baśniami, czyli Festyn tłuścioszek” Giambattisty Basilego, stworzył zabawny obraz perypetii trójki władców.
„Pentameron” miało swoją światową premierę na festiwalu w Cannes i odbiło się szerokim echem w prasie. Niestety nie tylko za sprawą imponującej amerykańskiej obsady, ale przede wszystkim z powodu artystycznego nieładu i rozczarowania. Film monumentalny, spajający ze sobą trzy osobne historie, gubi się w długich i niepotrzebnych scenach. To, co ma wywoływać grozę bawi, a śmieszne fragmenty wywołują uśmiech politowania. Pomimo tego że produkcja Garrone nie należy do artystycznego kina wysokich lotów, to staje się przyjemnym filmem pełnym pięknych wizualnych rozwiązań.
Garrone wykorzystał trzy historie, które splata w zakończeniu filmu. W ten sposób poznajemy despotyczną królową pragnącą urodzić syna, hedonistycznego monarchę lubującego się w kobiecym ciele oraz starego i nieco pokracznego władcę udomowiającego pchłę. Na ekranie pojawią się też smoki i ogry oraz magiczne sztuczki. Choć poszczególne segmenty różnią się jakością, to całość doskonale oddaje klimat tajemniczych baśni.
„Pentameronowi” brakuje pogłębionego dyskursu, rozwinięcia alegorii i autorskiego komentarza z odniesieniem do współczesności. Reżyser ślizga się tylko po powierzchni, ale gwarantuje niepoprawnie przyjemne obcowanie z baśniowymi żądzami i dwuznacznymi postawami. To ciekawy, niewygładzony obraz, który pomimo kilku niedoskonałość, może stać się doskonałą odtrutką na nudne disnejowskie opowiastki.